2. Ten strach przed Trumpem wyraża się w UE w różny sposób, przesiąknięty nim i to mocno jest także obecny premier Polski Donald Tusk, który zdaje sobie sprawę, że samemu prezydentowi USA i jego najbliższemu otoczeniu jest znany i pewnie pamiętany jego gest ze „strzelaniem” w plecy. W połowie lipca tego roku, tuż po zamachu na Donalda Trumpa, internet przypomniał zdjęcie sprzed kilku lat, na którym Tusk, przy pomocy palców ułożonych na kształt pistoletu, celuje w plecy stojącego przed nim ówczesnego prezydenta USA. Zdjęcie zostało zrobione na szczycie G-7 w Kanadzie w czerwcu 2018, gdzie Tusk jako ówczesny przewodniczący Rady Europejskiej, był jednym z gości przywódców państw, największych gospodarek świata. Tusk wprawdzie nie od razu „pochwalił się” tym zdjęciem, opublikował je na Twitterze, ponad rok później w grudniu 2019 roku, już tylko jako przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej jednak z wiele mówiącym tekstem, sugerującym jednokadencyjność prezydentury Trumpa, który brzmiał „ pomimo sezonowych zawirowań nasza transatlantycka przyjaźń, musi trwać”. Ba, mniej więcej w tym samym czasie, Tusk pochwalił się także wpisem na Twitterze z powołaniem się na swoją żonę, która miała powiedzieć „że dwóch Donaldów w polityce to za dużo” z sugestią, że chodzi o tego Donalda z USA.

3. Wyrazem tego strachu ale pewnie także serwilizmu wobec Niemiec jest wpis Tuska sprzed kilku dni na portalu X, w którym stwierdza, że niezależnie od rozstrzygnięcia wyborów w USA „era geopolitycznego outsourcingu dobiegła końca”. Koncepcja wypychania USA z Europy jest mu szczególnie bliska, bo to pomysł niemiecki, wspierany czasami przez Francję, którego podstawą jest przekonanie, że Europa może i powinna się sama obronić przed agresorami. Już w lutym tego roku kiedy w czasie kampanii wyborczej w USA Trump przypomniał po raz kolejny krajom NATO, że muszą przeznaczać na obronę przynajmniej 2% PKB, Tusk po raz kolejny go zaatakował, zresztą manipulując treścią wypowiedzi kandydata na prezydenta.

4. Ten kolejny wpis Tuska sprzed kilku dni, dotyczący zmniejszania obecności USA w Europie wpisuje się wprost w niemieckie wieloletnie dążenia do wypychania krok po kroku tego kraju z Europy. Na te dążenia Niemców, a wcześniej także Francuzów, wymyślono w UE termin „autonomia strategiczna” i nie tylko go wymyślono, ale coraz częściej zaczął się on pojawiać w różnych unijnych strategiach. Znalazł się on także w przyjętych przez Parlament Europejski poprzedniej kadencji jako twardy zapis traktatowy w propozycjach zmian Traktatów i między innymi o takiej zmianie od paru miesięcy, dyskutują przywódcy krajów członkowskich UE. Jak się można domyślać Polska rządzona przez Donalda Tuska, jest gorącym zwolennikiem tej koncepcji, polski premier chciałby jej realizację nawet przyśpieszyć, skoro coraz bardziej prawdopodobnym zwycięzcą wyborów w USA, będzie Donald Trump.