Jak podaje Stephen Kokx z „Life Site News”, według badań Cultural Research Center z Arizona Christian University w Stanach Zjednoczonych jest ponad 32 miliony chrześcijan, którzy nie zamierzają wziąć udziału w wyborach i nie interesują się polityką. Wśród katolików takich obywateli, którzy najprawdopodobniej nie wezmą udziału w obecnych wyborach prezydenckich, jest 19 milionów.
Publicysta wskazuje na wzmożone dyskusje wśród konserwatystów, czy faktycznie Donald Trump jest „mniejszym złem”, wziąwszy pod uwagę jego zwrot na lewo w takich kwestiach, jak aborcja czy in vitro. Inni mają wątpliwości, czy kandydat Republikanów w istocie zabezpieczy granicę państwa przed napływem nielegalnej imigracji.
W rozmowie z Raymondem Arroyo z EWTN kard. Burke jednak argumentuje, że wstrzymanie się od głosu jest złamaniem IV przykazania Dekalogu: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Przykazanie to bowiem oznacza także zabieganie o dobro swojej ojczyzny. Jeśli zatem wyborca dostrzega szansę na „szerzenie sprawy życia, rodziny i wolności religijnej, to jest to ten typ kandydata, którego musimy poprzeć” – twierdzi amerykański hierarcha.
Arroyo poprosił kard. Burke’a o komentarza do słów papieża Franciszka, który w czasie jednego z lotów samolotem, pytany o wybory prezydenckie w USA, stwierdził, że nie wie, czy „mniejszym złem” jest Kamala Harris czy Donald Trump. Zdaniem ojca świętego bowiem Harris popiera aborcję, a Trump sprzeciwia się nielegalnej imigracji. „Czy zawrócenie imigranta na granicy – pytał dziennikarz – równa się pod względem moralnym zabiciu nienarodzonego dziecka?”
Kard. Burke odpowiedział: „Nie, oczywiście, że nie. Zabranie życia niewinnego i bezbronnego człowieka jest z natury rzeczy złe. Kwestia imigracji to kwestia roztropnego osądu”. Kardynał wskazał też, że otwieranie granic dla imigracji może doprowadzić do zmian w strukturze całego narodu. Podkreślił też priorytet kwestii dominujących pod względem znaczenia nad innymi, a do takich należą fundamentalne zagadnienia ludzkiego życia, małżeństwa, rodziny oraz praktykowania religii. Stąd ochrona nienarodzonych jest ważniejsza niż sprawa nielegalnej imigracji.
Kokx, relacjonując rozmowę Arroyo z amerykańskim duchownym, przypomniał, że pretekstem do jej przeprowadzenia był tekst kard. Burke’a z jego strony internetowej, w którym pisał on o moralnych kwestiach związanych z udziałem w wyborach. Kard. Burke zwrócił w nim uwagę na 5 kluczowych punktów, jakie powinni katoliccy wyborcy brać pod uwagę.
Po pierwsze katolicy muszą pościć i modlić się o to, by Ameryka „ponownie służyła dobru wszystkich obywateli”, a to oznacza „zwłaszcza tych, którzy są zagrożeni obecną dominującą antyżyciową, antyrodzinną i antyreligijną agendą”. Po drugie katolicy powinni dobitnie, jasno i niestrudzenie trwać w swym sprzeciwie wobec tej agendy. A tym samym wyraźnie dawać kandydatom do zrozumienia, że nawet jeśli na nich głosują, to nie oznacza to „poparcia dla polityki i programów tej niesprawiedliwej agendy”.
Po trzecie należy „uważnie przeanalizować” program polityczny każdego kandydata. A jeśli nawet ów kandydat przyjmuje politykę „budzącą moralny sprzeciw”, to należy zwrócić uwagę, czy daje szansę na „przynajmniej ograniczenie zła”. W takiej sytuacji „musimy wspierać ograniczenie, jednocześnie nalegając na potrzebę wyeliminowania zła w całości”. Po czwarte należy się zastanowić nad tym, czy jest szansa, że nasz kandydat „usłyszy głos prawidłowo uformowanego sumienia”, jeśli chodzi o kluczowe kwestie, a tym samym da posłuch naszemu sprzeciwowi wobec np. zła aborcji.
Po piąte należy pamiętać, że „jeśli istnieje nawet najmniejszy promyk nadziei wprowadzenia jakichś zmian w celu spowodowania jeszcze większej zmiany na rzecz dobra wspólnego, to jest niewłaściwe, byśmy nie odpowiedzieli na ten promyk nadziei”. Kard. Burke konkludował stwierdzeniem, że nawet w sytuacji, gdy „polityka krajowa jest moralnie odrażająca”, katolicy jako „ludzie nadziei” nie mogą szukać wymówek, ale muszą dążyć codziennie do nawrócenia własnego życia oraz „przemiany naszej narodowej kultury”.