Zadałem sobie dziś proste pytanie - jaka jest sytuacja bezpieczeństwa polski w kontekście polityki nowej amerykańskiej administracji w stosunku do wojny na Ukrainie? Donald Trump wziął jednoznaczny kurs na zamrożenie konfliktu na Ukrainie jako swój główny cel. Pokonanie Rosji nie tylko nie jest celem tej administracji, ale wręcz odwrotnie, celem deklarowanym otwarcie jest nawiązanie dobrych relacji z Kremlem po to, by spróbować, jeśli nie odciągnąć Rosję od Chin, to przynajmniej zostawić jej dostateczne pole do manewru, by nie była w całości zdana na łaskę „państwa środka”.
Rosja tę sytuację próbuje wykorzystać na swoją korzyść i uzyskać maksymalnie dużo ustępstw dla siebie podczas rozmów o zawieszeniu broni na Ukrainie. Dla Polski wydawać się może, że stabilizacja sytuacji na wschodzie i zakończenie wojny będzie dobrą informacją. Moglibyśmy odetchnąć z ulgą. Ukraina nie zostałaby pokonana w całości i dalej pozostałaby naszym buforem. Jest jednak jeden problem.
Niepokonana Rosja nie zechce w żadnym wypadku odstąpić od swoich strategicznych celów jak wobec Ukrainy, tak i wobec całego regionu Europy Centralnej. Przychylna Rosji pozycja Białego Domu tylko potęguje przekonanie Kremla, że osiągnięcie wszystkich tych celów jest możliwe i zwiększa jego determinację, a nie na odwrót. W Moskwie rośnie przekonanie, że możliwe jest takie porozumienie z Waszyngtonem, które otworzy Moskwie drogę do narzucenie swojego wpływu na kraje wschodniej flanki NATO. Warunkiem oczywiście jest wycofanie się Amerykanów z tej części europejskiego kontynentu. W tej sytuacji to staje się dla nas zagrożeniem numer 1. Nasze bezpieczeństwo może stać się przedmiotem negocjacji dwóch mocarstw ponad naszymi głowami.
Ale istnieje i innego typu zagrożenie. W rzeczywistości Stany Zjednoczone mogą wcale nie być gotowe do oddania Rosji krajów Europy centralnej – jako strefy wpływu czy nawet buforu. Ta opcja może istnieć tylko w głowach Rosjan. Problem jednak polega na tym, że obecna sytuacja może sprowokować Rosjan do aktywnych działań. Przychylna Kremlowi postawa administracji Trumpa w połączeniu z całym szeregiem ruchów wskazujących na zmniejszenie militarnego zaangażowania się USA w Europie może stworzyć na Kremlu niebezpieczną iluzję.
Rosjanie mogą uznać, iż uderzenie na kraje regionu w celu wymuszenia na nich ustępstw i rozbicia NATO nie spotka się z żadną reakcją USA i to samo w sobie jest podstawowym niebezpieczeństwem dla nas. W obecnej sytuacji, kiedy USA same stawiają pod znak zapytania siłę artykułu 5 NATO, Rosjanie mogą coraz bardziej chcieć go przetestować, atakując w sposób ograniczony jeden z krajów członkowskich. Perspektywa korzystnego dealu z USA może stwarzać na Kremlu wrażenie, że nawet jeżeli Rosjanie nie wynegocjują drogą dyplomatyczną wszystkiego, czego chcą, to zawsze mogą pójść drogą eskalacji i Amerykanie po prostu zamkną na to oczy.
Dla Polski podstawowym celem nie jest w tej sytuacji być w stanie wygrać wojnę z Rosją. Głównym celem musi być odstraszanie Rosji w taki sposób, żeby do wojny nie doszło. Samo rozpoczęcie wojny z takim przeciwnikiem i rujnacja miast i wsi, która niewątpliwie będzie jej towarzyszyć, to już dla nas jest w dużej mierze przegrana. I w tym kontekście polityka Donalda Trumpa potęguje ryzyko wybuchu wojny dla Polski i obniża poziom naszego bezpieczeństwa w sposób drastyczny. Bo siła odstraszania artykułu 5 i NATO, jako organizacji, słabnie i rośnie ryzyko rosyjskich zbrojnych prowokacji.
Jedyny realny czynnik w tej sytuacji, który wpływa na rosyjskie zdolności pod tym względem – to wojna na Ukrainie która pochłania rosyjskie zasoby i liczna ukraińska armia, która koncentruje na sobie większość rosyjskich sił lądowych. Więc Rosja może chcieć wykorzystać sytuację na swoją korzyść, ale może po prostu nie mieć na to ludzi, sprzętu i pieniędzy. Znaczenie tego czynnika dla nas w sytuacji stopniowego wycofania się USA z regionu będzie tylko wzrastać.