W ostatnich miesiącach wielu europejskich polityków i generałów NATO wielokrotnie ostrzegało, że rosyjska agresja, kierowana przez zbrodniarza wojennego Władimira Putina, nie zakończy się na Ukrainie. Co więcej, narracja Kremla coraz częściej sugeruje konieczność „wojny obronnej” Rosji przeciwko rzekomo „agresywnemu blokowi NATO”. Zwlekanie z dostarczaniem Ukrainie wystarczających ilości broni i amunicji, które mogłyby pozwolić jej pokonać Rosję na polu bitwy, zwiększa ryzyko eskalacji i czyni rosyjski atak na NATO niemal nieuniknionym.

Tygodnik „Newsweek” opublikował mapy ukazujące potencjalne „punkty zapalne” w Europie, które mogą stać się areną konfliktów, jeśli Zachód będzie kontynuował politykę ustępstw wobec Moskwy. Wśród możliwych stref działań wojennych wymienia się m.in. Przesmyk Suwalski, granicę rosyjsko-fińską, kraje bałtyckie oraz obszary Morza Bałtyckiego i Czarnego.

Na jednej z map „Newsweeka” szczególną uwagę zwrócono na Przesmyk Suwalski – strategiczny odcinek granicy oddzielający rosyjską eksklawę w Kaliningradzie od Białorusi. Eksperci przewidują, że ten region może stać się pierwszym celem rosyjskiej agresji przeciwko NATO.

Białoruś, odgrywająca kluczową rolę w rosyjskich planach, już teraz gości tysiące żołnierzy, nowoczesne myśliwce i broń jądrową. Co więcej, przez Białoruś przebiega jedyne lądowe połączenie Polski z państwami bałtyckimi i Europą Środkową, co dodatkowo podkreśla strategiczne znaczenie tego obszaru.

Według Williama Mucka, profesora nauk politycznych w North Central College, największe zagrożenie ze strony Rosji dotyczy państw bałtyckich. Ich położenie w pobliżu Kaliningradu czyni je naturalnym punktem zapalnym w ewentualnym konflikcie między Moskwą a NATO. Mack podkreśla również, że znacząca mniejszość rosyjska w Estonii, Łotwie i Litwie może stać się pretekstem dla Putina do dalszej eskalacji.

Estońska służba wywiadu zagranicznego ostrzegła w lutym, że NATO w ciągu najbliższych dziesięciu lat będzie musiało zmierzyć się z „masową armią na wzór radzieckiej”. Na Litwie natomiast, w obliczu rosnącego zagrożenia, instalowane są betonowe piramidy przeciwpancerne, znane jako „zęby smoka”. W styczniu Estonia, Łotwa i Litwa zawarły porozumienie o wzmocnieniu swoich granic z Rosją i Białorusią, co nazwano „Bałtycką Linią Obrony”.

W ubiegłym miesiącu w niemieckim mieście portowym Rostock otwarto Centrum Dowodzenia Sił Zadaniowych NATO ds. Morza Bałtyckiego, które ma na celu wzmocnienie zdolności NATO do kontroli i obrony w regionie Morza Bałtyckiego.

Innym potencjalnym frontem może stać się północno-wschodnia flanka NATO, obejmująca granicę rosyjsko-fińską o długości ponad 1300 km. Finlandia, która dołączyła do sojuszu w 2023 roku, już teraz oskarża Moskwę o celowe wywoływanie kryzysu migracyjnego na swojej granicy.

„Choć państwa graniczące z Rosją słusznie wyrażają wzmożone obawy, prawdopodobnym scenariuszem jest, że Putin będzie nadal unikał bezpośredniej konfrontacji z NATO, skupiając swoją militarną agresję na krajach spoza Sojuszu, takich jak Mołdawia czy Ukraina, gdzie mieszka znaczna liczba Rosjan” – czytamy w publikacji.

Prezydent Mołdawii Maia Sandu oskarżyła Moskwę o ingerencję w wybory oraz wyraziła zaniepokojenie rosnącymi wpływami Kremla w kraju, zwłaszcza w separatystycznym regionie Naddniestrza, będącym częścią byłej republiki radzieckiej.

Rosja, według jednego z jej dowódców, Rustama Minniekajewa, dąży do utworzenia korytarza lądowego przez Ukrainę do separatystycznego Naddniestrza, gdzie stacjonują rosyjskie wojska. To może wskazywać na dalsze plany Putina w regionie.

Inne części Europy również pozostają potencjalnie narażone na działania Rosji, co budzi niepokój wśród analityków i decydentów na Starym Kontynencie.

Na Bałkanach z kolei wpływy Rosji w takich krajach jak Serbia i Gruzja mogą prowadzić do nowych napięć. Jak zauważa Mark Montgomery, emerytowany kontradmirał US Navy, Moskwa może wykorzystać te państwa do podważenia stabilności regionu i NATO.

Na opublikowanych mapach zaznaczono także Turcję, która, granicząc z Gruzją, pozostaje wrażliwa na ewentualne działania Rosji. Gruzja, przypomnijmy, w 2008 roku stoczyła krótką wojnę z Moskwą, co doprowadziło do oderwania Abchazji i Osetii Południowej, które dziś pozostają pod rosyjską kontrolą.

Rosja od dawna prowadzi nie ukrytą, lecz otwartą wojnę przeciwko krajom NATO. Członkowie Sojuszu muszą porzucić dotychczasowe podejście i przyjąć bardziej militarny sposób myślenia, aby przygotować się na potencjalną eskalację rosyjskiej agresji – oświadczył sekretarz generalny NATO, Mark Rutte, podczas przemówienia skierowanego do ekspertów ds. bezpieczeństwa w Brukseli.

Co znamienne, w wielu krajach europejskich rozpoczęto dystrybucję broszur z instrukcjami, jak budować schrony, gromadzić zapasy żywności i przygotować się na przetrwanie w warunkach wojennych.

Generał porucznik Jürgen-Joachim von Sandrart, były dowódca Korpusu Północno-Wschodniego NATO, zauważył, że Moskwa ma wiele możliwości, by testować spójność sojuszu – w tym „ograniczone przejęcia terytoriów”.

Przypomnijmy, szef niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND), Bruno Kahl, ostrzegł, że Rosja intensywnie przygotowuje się do potencjalnej konfrontacji z państwami NATO. Celem Kremla jest podważenie spójności Sojuszu Północnoatlantyckiego i przetestowanie skuteczności art. 5 Traktatu NATO o wzajemnej obronie. Moskwa dąży do osłabienia NATO jako sojuszu obronnego, co może prowadzić do jego porażki.

Według analiz BND, wśród rosyjskich decydentów rosną wątpliwości, czy wszystkie kraje NATO faktycznie wypełniłyby swoje zobowiązania w przypadku kryzysu.

– Jeżeli te poglądy zyskają przewagę w rosyjskim centrum decyzyjnym, ryzyko konfliktu zbrojnego w Europie znacząco wzrośnie w najbliższych latach – ostrzegł Kahl.

Jednym z możliwych kroków Rosji mogłaby być prowokacja w krajach bałtyckich, polegająca na wykorzystaniu niewielkich, nieoznakowanych jednostek wojskowych, znanych z wcześniejszych działań jako „zielone ludziki”. Takie działania miałyby na celu podzielenie państw NATO i wywołanie wewnętrznych sporów, które osłabiłyby jedność Sojuszu.

Kahl podkreślił również, że Moskwa może próbować przeciągnąć na swoją stronę wybrane państwa członkowskie NATO, jeszcze przed ewentualnym wybuchem konfliktu.

– Władimir Putin będzie testował czerwone linie Zachodu, stopniowo eskalując napięcia i sprawdzając, jak silna jest jedność Sojuszu – zaznaczył szef niemieckiego wywiadu.

KOMENTARZ REDAKCJI: PODWAŻENIE WIARYGODNOŚCI NATO MOGŁOBY DOPROWADZIĆ DO GLOBALNEJ KATASTROFY

Osłabienie spójności i sprawności NATO oraz podważenie jego wiarygodności mogłoby mieć daleko idące konsekwencje dla bezpieczeństwa europejskiego i globalnego. Poniżej przedstawiamy kilka możliwych skutków:

1. Erozja odstraszania wobec potencjalnych agresorów. Wiarygodność NATO opiera się na jego zdolności do realizacji art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, który gwarantuje kolektywną obronę w przypadku ataku na któregokolwiek z członków. Jeżeli Rosji udałoby się podważyć wiarę w skuteczność tego mechanizmu, państwa takie jak Estonia, Łotwa, Litwa, Polska czy Rumunia mogłyby stać się bardziej narażone na prowokacje militarne i działania hybrydowe.

Agresorzy, widząc słabość NATO, mogliby uznać, że koszty ewentualnej interwencji zbrojnej są niskie, co zwiększyłoby prawdopodobieństwo wybuchu konfliktów.

2. Podział wśród członków Sojuszu. Rosja może próbować wywołać rozłamy między państwami członkowskimi NATO, np. poprzez kampanie dezinformacyjne, naciski polityczne czy uzależnienie niektórych krajów od dostaw surowców energetycznych. Brak jednomyślności w kluczowych kwestiach osłabiłby zdolność NATO do podejmowania szybkich i skutecznych decyzji, szczególnie w sytuacjach kryzysowych.

3. Zwiększenie wpływów Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej. Osłabienie NATO mogłoby umożliwić Rosji rozszerzenie swojej strefy wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej. Krajom takim jak Ukraina, Mołdawia czy Gruzja trudno byłoby liczyć na wsparcie Zachodu, co mogłoby doprowadzić do dalszej destabilizacji regionu.

4. Zagrożenie dla globalnego porządku opartego na współpracy międzynarodowej. NATO jest jednym z filarów globalnego systemu bezpieczeństwa. Jego osłabienie mogłoby zachęcić inne mocarstwa, takie jak Chiny czy Iran, do bardziej agresywnych działań w swoich regionach wpływów, co zagroziłoby stabilności w Azji i na Bliskim Wschodzie.

5. Niepewność wśród mniejszych państw członkowskich. Kraje członkowskie NATO, które są bardziej narażone na agresję, mogłyby zacząć podejmować samodzielne kroki na rzecz zwiększenia własnego bezpieczeństwa, np. poprzez rozwój niezależnych sojuszy lub nawet próby porozumienia z Rosją. Taki rozwój sytuacji dodatkowo osłabiłby spójność Sojuszu.

6. Utrata zaufania społecznego do NATO. Jeżeli NATO nie zareagowałoby zdecydowanie na prowokacje Rosji, mogłoby to prowadzić do spadku zaufania społecznego w państwach członkowskich, zwłaszcza wśród obywateli krajów granicznych. Brak zaufania mógłby skutkować osłabieniem politycznego poparcia dla inwestycji w obronność i dalsze zaangażowanie w Sojusz.

7. Rosja jako model dla innych agresywnych reżimów. Sukces Rosji w podważeniu NATO mógłby stać się inspiracją dla innych autorytarnych reżimów, które mogłyby uznać, że agresywna polityka międzynarodowa przynosi wymierne korzyści. To mogłoby prowadzić do wzrostu liczby konfliktów regionalnych i globalnego chaosu.

WNIOSKI

Rosja stała się egzystencjalnym zagrożeniem dla Ukrainy i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Wielokrotnie ostrzegałem, że Rosja opracowuje szczegółowy plan agresji i terroru wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej. W tym stwierdzeniu nie ma najmniejszej przesady. O istnieniu takiego planu świadczą liczne odtajnione dane ukraińskiej i zachodnich agencji wywiadu, a także nagminne wypowiedzi samych rosyjskich strategów, polityków oraz wielokrotne publikacje kremlowskich propagandystów, którzy ostatnio zaczęli urządzać histerię w sprawie konieczności „denazyfikacji” Polski. I to nie jest przypadek. Rzeczywiście, w ultimatum, jakie rosyjskie MSZ w grudniu ubiegłego roku wystosowało wobec USA i NATO, pojawiło się żądanie rozbrojenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej, czyli przywrócenia Moskwie dawnej strefy wpływów na Starym Kontynencie.

Putin popełnia poważne zbrodnie przeciwko ludzkości, ponieważ czuje absolutną bezkarność, grożąc całemu światu bronią jądrową. Psychopata z bunkra praktycznie otwarcie grozi Zachodowi, mówiąc, że jeśli będzie mu uniemożliwiać zorganizowanie ludobójstwa na Ukrainie, użyje broni jądrowej przeciwko państwom NATO.

Ukraina jest tylko pierwszym celem zbrodniarza wojennego. Kremlowski paranoik marzy o odbudowie Imperium Rosyjskiego i dawnej strefy wpływów w Europie, która obejmuje całą wschodnią flankę NATO, czyli kraje bałtyckie, Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię.

Przypomnijmy, w kwietniu br. szef niemieckiego ministerstwa obrony Boris Pistorius oświadczył, że Europa musi przygotować się na odparcie pełnoskalowej rosyjskiej agresji. Wysoki rangą niemiecki urzędnik porównał agresję putinowskiej Rosji na Ukrainę z aneksją terytorium Czechosłowacji przez hitlerowskie Niemcy w 1938 roku i powiedział, że Putin nie nie zatrzyma się na Ukrainie, a zaatakuje Europę.

Przemawiając podczas prezentacji nowej książki biograficznej o Winstonie Churchillu, Pistorius zauważył, że rosyjski zbrodniarz wojenny Władimir Putin nie zaprzestanie agresji po zakończeniu wojny z Ukrainą.

„On (Putin) również to wyraźnie stwierdził. Tak samo wyraźnie jak Hitler, który też zawsze mówił, że się nie zatrzyma” – ostrzegł szef resortu obrony Niemiec.

Pistorius nazwał Churchilla silnym liderem z jasną wizją na trudne czasy. Powiedział, że w obliczu wojny ludzie wybierają przywódcę, „któremu ufają i za którym idą, nawet jeśli opisuje on świat w mrocznych barwach”.

Minister obrony Niemiec stwierdził, że należy starannie przygotować się do odparcia rosyjskiej agresji.

„Musimy przywrócić ten kraj do pozycji, w której będzie mógł się obronić. Musimy teraz zdecydować, czy chcemy przygotować się na realne zagrożenie ze strony Putina, czy też chcemy mu to ułatwić” – podsumował.

W styczniu br. Pistorius powiedział, że Sojusz musi przygotować się na rosyjski atak na państwa NATO w ciągu kilku lat.

W lutym prezydent Francji Emmanuel Macron ostrzegał, że działania Moskwy w ostatnich tygodniach wskazują, że w ciągu najbliższych kilku lat Rosja może zaatakować państwa NATO. Według niego europejscy przywódcy muszą być przygotowani na najgorszy scenariusz.

Naczelny Dowódca Szwedzkich Sił Zbrojnych Mikael Büden i Minister Obrony Cywilnej Karl-Oskar Bohlin stwierdzili, że wszyscy obywatele kraju muszą być przygotowani na wojnę.

Z kolei główny dyplomata UE Josep Borrell powiedział, że konflikt w Europie na pełną skalę nie jest już fantazją, dlatego Europejczycy muszą znaleźć nowe sposoby finansowania przygotowań do wielkiej wojny na kontynencie.

Przypomnijmy, zdaniem Prezydenta RP Andrzeja Dudy Rosja mogłaby odbudować swój potencjał militarny i zaatakować NATO już w 2026.

Przypomnijmy, szef polskiego rządu Donald Tusk podczas kongresu Europejskiej Partii Ludowej, który odbył sie w stolicy Rumunii Bukareszcie oświadczył, że: „Czasy pokoju się skończyły, era powojenna się zakończyła. Żyjemy w nowych czasach. W epoce przedwojennej. Choć dla niektórych naszych braci to nie jest już nawet era przedwojenna, ale okres pełnoskalowej wojny w jej najbardziej okrutnym wydaniu”.

Jak stwierdził szef Komitetu Wojskowego NATO admirał Rob Bauer, Sojusz musi się przekształcić, a Zachód musi przygotować się na erę, w której w każdej chwili może wydarzyć się wszystko, łącznie z wybuchem wojny.

Przypomnijmy, w ostatnich miesiącach kilku dowódców NATO i innych przywódców Sojuszu ostrzegało w coraz ostrzejszy sposób przed niebezpieczeństwami takiej wojny i konsekwencjami, jakie może ona mieć dla Europy.

Przewodniczący Komitetu Wojskowego Sojuszu, holenderski admirał Rob Bauer stwierdził wcześniej, że państwa NATO powinny być przygotowane na możliwość wojny totalnej z Rosją w ciągu najbliższych 20 lat.

Z kolei, znany ukraiński dyplomata Walerij Czałyj uważa, że zachodni politycy, generałowie i eksperci wojskowi mylą się co do terminów rozpoczęcia rosyjskiej agresji na europejskie kraje bloku NATO. Uważają, że Rosja zaatakuje państwa NATO za kilka lat. Nie, stanie się to zimą w bieżącym roku.

„Błędnie wierzą, że kraje europejskie mają czas, mówią o 3-5 latach lub 2-3 latach. Nie mają tego czasu, bo jeżeli Ukraina nie otrzyma co najmniej półtora miliona pocisków artyleryjskich kalibru 105 mm, samoloty kilku eskadr jednocześnie, dodatkowe systemy obrony powietrznej – i to wszystko jeszcze w tym roku, wtedy oni [Europejczycy], będą mogli uniknąć bezpośredniego starcia [z Rosją], wtedy okupant zostanie zepchnięty przez siły zbrojne Ukrainy tu, na naszym terytorium” – powiedział w eterze programu „Mówi Wielki Lwów”.

Dyplomata powiedział, że atak Rosji na państwa NATO byłby najbardziej prawdopodobny, gdyby Zachód nie odważył się dostarczyć do lata br. broni, sprzętu i amunicji niezbędnej do pokonania okupacyjnych sił rosyjskich i dodał, że powolne tempo i niewystarczająca ilość zachodnich dostaw broni i amunicji na Ukrainę bezpośrednio wpływa na liczbę strat Sił Zbrojnych Ukrainy i umożliwia Rosji uzupełnianie dostaw oraz osiąganie drobnych sukcesów taktycznych na polu walki. Z kolei sukcesy Putina na Ukrainie popychają go do agresji przeciwko krajom NATO – podkreślił dyplomata.

Czałyj zaznaczył także, że wypowiedzi części przywódców Unii Europejskiej wskazują na ich zrozumienie tego, jak bardzo zmieniła się sytuacja w zakresie bezpieczeństwa i realności zagrożenia rosyjską agresją wobec krajów UE i NATO i dodał, że od października ubiegłego roku, po otrzymaniu sygnałów z Waszyngtonu, Europa rozpoczęła poważne przygotowania do odparcia agresji, czyli do bezpośredniego starcia z Rosją.

To nie jest tylko opinia wywiadu czy zamknięte wewnętrzne oświadczenia MON – to już publiczne stanowisko polityczne mówiące, że prawdopodobieństwo bezpośredniego starcia z Rosją jest naprawdę wysokie – podkreślił.

Przypomnijmy, prezydent USA Joe Biden w historycznym orędziu wygłoszonym w Gabinecie Owalnym Białego Domu ostrzegł, że:

„Jeśli nie powstrzymamy apetytu Putina na władzę i kontrolę nad Ukrainą, nie ograniczy się tylko do Ukrainy. On – Putin już groził, że »przypomni« – cytuję, »przypomni« Polsce, że jej zachodnie ziemie są prezentem od Rosji. Jeden z jego głównych doradców, były prezydent Rosji [Dmitrij Miedwiediew], nazwał Estonię, Łotwę i Litwę »prowincjami bałtyckimi« Rosji. To wszystko są sojusznicy NATO. A jeśli Putin zaatakuje sojusznika NATO, będziemy bronić każdego cala terytorium NATO”.

Nie mamy prawa opuszczać Ukrainy – oświadczył 46. prezydent USA.

Agresywna kremlowska koncepcja geopolityczna stanowią poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski, Europy Środkowo-Wschodniej i całego Zachodu. „Wojny nie da się uniknąć, można ją tylko opóźnić – na korzyść przeciwnika” – słusznie powiedział kiedyś Niccolò Machiavelli. W żywotnym interesie Polski i całej cywilizacji euroatlantyckiej leży niezachwiane i długoterminowe wspieranie wysiłków Ukrainy zmierzających do całkowitego zniszczenia zbrodniczego rosyjskiego imperializmu. Skutkiem wojny na Ukrainie powinien być ostateczny upadek resztek agresywnego kremlowskiego imperium zła.

Jagiellonia.org