Historyk gościł w programie #Jedziemy na antenie TVP Info, w którym mówił o procesie centralizacji Unii Europejskiej. Zwrócił uwagę, że część mediów i autorytetów próbuje przekonać obywateli, iż „to długi proces, nic się nie stanie”. Głosy te skonfrontował ze stanowiskiem znającego unijne mechanizmy europosła Jacka Saryusza-Wolskiego, który przestrzega, że to, co obserwujemy, to „początek przyspieszonego procesu odbierania państwom europejskim suwerenności”.

Prof. Roszkowski wyjaśnił, o czym mowa, kiedy mówi się o ograniczeniu suwerenności.

- „Pytanie brzmi – kto wam będzie układał program szkolny? Kto wam będzie nakładał podatki? Kto będzie was bronił w razie ataku? Czy wiesz, jeżeli ten projekt wejdzie w życie, kto ci będzie uczył dzieci i jak te lekcje będą wyglądały? Kto stanie na granicy i będzie bronił naszego kraju? To są podstawowe pytania, na które polski wyborca powinien sobie dziś odpowiedzieć”

- powiedział.

Wskazując na Berlin jako kierownika procesu centralizacji, prof. Roszkowski przypominał obawy sprzed zjednoczenia Niemiec o to, czy te się zeuropeizują.

- „Otóż mamy do czynienia z procesem germanizacji Europy”

- podkreślił.

Skąd natomiast wśród niemieckich polityków tak usilne dążenie do centralizacji?

- „Berlin zdaje sobie sprawę, że samo państwo niemieckie w tej chwili nie odegra roli globalnej, jeżeli nie pociągnie za sobą konstrukcji szerszej i tą konstrukcją ma być państwo europejskie narodu niemieckiego. To są ambicje, które Niemców i świat zgubiły dwukrotnie. Tym razem dzieje się to niby bardziej pokojowo, bo w kuluarach UE, ale projekt na tym samym polega”

- wyjaśnił uczony.

Historyk był też pytany o toczone przeciwko niemu procesy za sformułowanie, które zawarł w swoim podręczniku do przedmiotu historia i teraźniejszość. Przyznał, że „czuć powrót PRL-u”.

- „Czytając pewne uwagi na mój temat, zastanawiam się, czy nie warto wrócić do mojego pseudonimu z czasów PRL–u (Andrzej Albert), jednak kilkadziesiąt lat temu nie byłem publiczną osobą”

- stwierdził.