W czasie emocjonalnej burzy, w dodatku sztucznie rozpętanej, bardzo wiele osób nawet logicznie myślących i znających historię, daje się ponieść zbiorowej histerii. Dla pewności i jak mawiał klasyk, „dla spokojności”, jasno i wyraźnie oświadczam. Daję nie 100%, ale 1000% gwarancji, że na LGBT cała „opozycja” dostanie bardziej, nomen omen, po gołym tyłku, niż na pedofilii w Kościele. Człowiek ma swoje granice wytrzymałości, jest koniec lipca, do października tęczową flagą i kolejnymi aktami paranoi będzie wymiotować jakieś 70-80% Polaków. Powyższy akapit proszę zachować, nie gnieść, w folię oprawić, a będzie latami służył.
Jest jeszcze jeden bardzo wielki plus, zgodnie z przewidywaniami „ofiary” bardzo szybko stały się napastnikami. Postanowienie sądu o zabezpieczeniu w postaci zakazu kolportowania naklejki „Strefa wolna od LGBT” jest jasnym komunikatem społecznym – będziesz krytykował tęczowych fanatyków, to pójdziesz siedzieć. Nic tak na Polaka nie działa mobilizująco, jak idiotyczny zakaz połączony z wyrokiem sądu. O ile PiS miał jakiś problem przed kampanią wyborczą, to zdecydowanie dotyczył rozluźnienia szyków i rozleniwienia elektoratu, po spektakularnym zwycięstwie w wyborach europejskich. Problem jedyny w zasadzie, ale bardzo poważny, bo sytych niezwykle ciężko się mobilizuje i tutaj nośne hasełka nie działają. Odpalenie agresywnej ideologii, która atakuje system wartości i po prostu przyzwyczajenia ponad 80% społeczeństwa, to dary niebios dla PiS.
No, ale dość tych zboczeń, o których znów musiałem wspomnieć z analitycznego obowiązku, zajmijmy się poważną polityką. Kto wie jak się skończył projekt Kosiniaka-Kamysza pod tytułem „Koalicja Polska”? Otóż tak, że koalicja istnieje, tylko koalicjantów nie ma. Na szybko sklecony projekt miał zasilić Kukiz’15, coś jednak poszło nie tak. Ciekawe co? Dziecko odpowiedziałby na to pytanie bez zastanowienia. Wielkomiejski ruch „buntowników”, „hipisów” polityki, taki klasyczny „antysystemowy” happening polityczny, w stylu komik zostaje premierem, nagle miał się zbratać z kołami gospodyń wiejskich i śpiewać „Skórę” w remizach. Nie, żebym miał coś przeciw kołom gospodyń i remizom, od czasu do czasu lubię ten koloryt, ale dla członków formacji Kukiz’15 i przede wszystkim garstki wyborców, którzy jeszcze zostali, było to stanowczo za wiele.
Wyborcy Kukiza’15 stanowią nie więcej niż połowę 8% z 2015 roku. Gdzie oni się podziali? Nie chcę robić za „eksperta”, czyli takiego osobnika, który zamiast danych wypluwa z siebie wyobrażenia, niemniej tak na chłopski rozum sprawa jest dość prosta. Wyborcy Kukiz’15 poszli wszędzie, od lewa do prawa, taka jest specyfika chwiejnego i niedojrzałego elektoratu, poszukującego cudów w polityce. Natomiast nieco inaczej działa to w przypadku konkretnych i popularnych polityków, tacy zawsze mają swój fanklub i potrafią za sobą pociągnąć może nie wszystkich, ale znaczną część.
Media donoszą, że poseł Rzymkowski, dość rozgarnięty i sympatyczny „typ”, będzie startował z list PiS. Z tej informacji da się wyodrębnić kilka innych. Kukiz’15 się skończył, Rzymkowski jest pierwszym, ale na pewno nie ostatnim, PiS powiększa stan posiadania w myśl doktryny „od nas nic na prawo”. Poważna polityka, choć niekoniecznie estetyczna, ważne, że do bólu skuteczna. Gówniarze bawią się w bieganie po ulicach w tęczowych majtkach albo i bez majtek, poważni politycy uprawiają poważną politykę. Jeszcze nigdy nie byłem tak spokojny o wynik wyborów, jak tu i teraz.