Fronda.pl: W jednym z wywiadów stwierdził Ksiądz Kardynał, że „politycy, którzy mają sporo do powiedzenia w Unii Europejskiej, mniej lub bardziej świadomie dążą do dechrystianizacji naszego światopoglądu”. Mówimy dziś o kryzysie Kościoła, ale mówimy również o kryzysie Unii Europejskiej. W odpowiedzi na ten kryzys proponuje się zmiany w traktatach, które mają jeszcze bardziej scentralizować wspólnotę europejskich państw. W ocenie Waszej Eminencji, ten proces centralizacji czy federalizacji Unii Europejskiej jeszcze bardziej pogłębi dechrystianizację i sekularyzację Starego Kontynentu?
Kard. Gerhard L. Müller: Idea wspólnej Europy narodziła się po II wojnie światowej dzięki ludziom przepojonym duchem chrześcijańskim. Robert Schuman, Alcide De Gasperi… Również dziś rozwiązaniem na kryzysy Unii Europejskiej i kierunkiem dla niej jest chrześcijaństwo. To z głębi chrześcijańskiego ducha, z przesłania zawartego w wierze chrześcijańskiej należy czerpać inspiracje do szukania rozwiązań problemów, które trapią Europę. Doświadczenia historyczne jasno pokazują, że stające w kontrze wobec chrześcijaństwa ideologie, takie jak narodowy socjalizm, darwinizm czy komunizm, wraz z propagowanymi przez nie rozwiązaniami przynosiły wyłącznie zatrute owoce.
Niestety, dziś wielu młodych polityków nie chce czerpać i rozwijać swojego obrazu człowieka z przesłania chrześcijańskiego. Zamiast tego chłoną to, w jaki sposób człowiek jest rozumiany na Forum w Davos, czy jak jest postrzegany w książkach takich postaci jak Juwal Noach Harari. Tutaj tkwi źródło dążeń do zunifikowania człowieka. Celem jest stworzenie rzeczywistości, w której każdy pojedynczy człowiek będzie jadł to samo, będzie ubierał się w te same rzeczy… Każdy człowiek będzie w identyczny sposób myślał i funkcjonował. Taka jest wizja tych wszystkich organizacji pozarządowych, czerpiących z takich prądów ideologicznych. Chodzi o zrównanie wszystkich ludzi do jednego poziomu. O stworzenie człowieka szytego na jedną miarę, którym łatwo jest manipulować. Na końcu natomiast łatwo można się takiego człowieka pozbyć. Jest to dążenie do rzeczywistości, w której człowiek zostaje zredukowany jedynie do konsumenta. Trzeba przy tym, aby w przestrzeni gospodarczej nieustannie dokonywały się procesy, które powodują, że również zwalniane jest miejsce na nowe rzeczy, na nowe zyski. Człowiek sam w sobie ostatecznie się nie liczy. Kiedy przestaje być przydatny, wtedy trzeba się go pozbyć. Kiedy nie wkłada już swojego udziału do wspólnego funkcjonowania, staje się intruzem. Stąd biorą się dążenia do umacniania i poszerzania praw aborcyjnych. Stąd dążenia do upowszechniania eutanazji. W myśl zasady: „jeżeli przestajesz być przydatny, to odejdź stąd”.
Co w zamyśle architektów tej rzeczywistości ma stać się z Kościołem?
Kościołowi pozwala się jeszcze zajmować tymi „nieoświeconymi”, którzy mają wciąż jakieś religijne potrzeby. Ale w żadnym wypadku nie powinien dosięgać wszystkich innych ludzi. Dlatego z przestrzeni publicznej trzeba się Kościoła pozbyć. Ma się to stać poprzez usunięcie wszelkiej symboliki. Z przestrzeni publicznej ma zniknąć wszystko, co może przypominać i zwracać uwagę na Kościół i chrześcijaństwo. Osoby duchowne powinny być publicznie nierozpoznawalne.
Próbuje się budować teraz kapitalizm jako raj na ziemi, starając się nadrobić i zreperować błąd popełniony we wczesnym socjalizmie. To, co wtedy się tam nie udało, teraz ma udać się w obecnym kapitalizmie. Ale na końcu tego procesu jest piekło Gułagu. Tak jak wskazywał na to św. Jan Paweł II, gdziekolwiek nie spojrzy się na jakąś ideologię, to widać, że ostatecznie prowadzi ona do śmierci człowieka. Tym właśnie jest i do tego prowadzi zewnętrzna i wewnętrzna dechrystianizacja.
W całej Europie odbywają się protesty rolników sprzeciwiających się unijnej polityce klimatycznej. W wielu krajach strajki te są wspierane przez biskupów. W Polsce niedawny duży protest w Warszawie został poprzedzony czuwaniem modlitewnym na Jasnej Górze. Z drugiej strony pontyfikat papieża Franciszka wyraźnie wpisuje się w globalną agendę klimatyczną. Ze strony biskupa Rzymu i watykańskich kurialistów docierają do nas kolejne wezwania do troski o planetę. Proponowane recepty na walkę ze zmianami klimatycznymi dla Europejczyków oznaczają jednak dramatyczne konsekwencje w postaci zubożenia i znacznego obniżenia poziomu życia. Jaką więc katolik powinien zająć postawę wobec propozycji kryjących się w Unii Europejskiej za hasłem „Zielonego Ładu”?
Wszystkie te ideologiczne elementy ostatecznie zyskują pełny wymiar i ukazują się w pełnej krasie w globalizmie. W wąskich grupach ludzi bogatych, którzy starają się kreować i określać rzeczywistość dla wszystkich ludzi, dla całej ludzkości. Chcą, aby masy szarych, zwykłych ludzi funkcjonowały według ich decyzji i tego, jak w ich zamyśle ma funkcjonować świat. Oczywiście stoi to w zupełnej sprzeczności z obrazem człowieka w chrześcijaństwie, bo sprzeciwia się temu, co odpowiada godności osoby ludzkiej.
Nie możemy zatrzymać się wyłącznie na okładce i na pięknych sloganach, które głoszą i propagują globaliści. Pozornie hasła te zdają się mieć dobry cel, jakim ma być równe rozłożenie i rozdzielenie dóbr na świecie, aby wszyscy się bogacili i wszędzie dało się widzieć wzrost. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Trzeba nam być bardziej przenikliwymi. Musimy przez te powierzchnie wniknąć głębiej. Bo koniec końców chodzi o coś dokładnie odwrotnego. Chodzi o to, aby wąska grupa nie dzieliła się i nie dopuszczała innych do partycypacji w dobrach, które chcą gromadzić i komasować dla siebie. Ludzi chce się wywłaszczyć z tego, co posiadają i jak mogliby funkcjonować. Po to, żeby później to wszystko im zaoferować, ale już w charakterze odbiorców pomocy społecznej. Katolicka nauka społeczna przedstawia tutaj zgoła inną perspektywę. Wszystko to, co człowiek wypracuje poprzez pracę własnych rąk, jest jego własnością i ma do tego prawo. Jeżeli uda mu się zarobić na samochód czy wybudować dom, to jest to owoc jego pracy i ma prawo do posiadania tych rzeczy. Szerzej, to człowiek ma prawo decydować o tym, co jest słuszne i dobre dla niego i jego rodziny. Nie ma tego prawa jakiś biurokratyczny system, który nie widzi konkretnego człowieka i jego realiów, a jedynie tabelki, cyfry i liczby.
Fakt, że tak silne protesty pojawiły się właśnie wśród rolników, świetnie pokazuje, że kultura idzie od dołu. Kultura idzie od ziemi. Nie chcemy przecież rzeczywistości, w której tworzone są kołchozy. Nie pragniemy świata, w którym funkcjonują wielcy posiadacze ziemscy, dysponujący i operujący niewyobrażalnymi majątkami. Jaskrawy przykład takiej rzeczywistości widzimy dziś w Stanach Zjednoczonych. Bill Gates posiada 1 proc. amerykańskiego terytorium. Jeden człowiek, w stosunku do całej reszty milionów, która ma co? W krajach afrykańskich niektórzy wchodzą z zewnętrz, przedstawiają się jako wielcy filantropi, wykupują od rolników rodzime sadzonki, doprowadzają do modyfikacji genetycznej, a później je patentują i sprzedają rolnikom za taką cenę, której ci nie są w stanie zapłacić. Koniec tego procesu jest taki, że ziemia przechodzi w ręce wielkich posiadaczy, a tam, gdzie ludzie byli w stanie się wyżywić, zaczyna panować głód.
Biskupi - łącznie z papieżem - nie mogą, patrząc w perspektywie inkluzywistycznej, zatrzymywać się wyłącznie na wrażeniu, że poprzez wpisywanie się w tę agendę jesteśmy w stanie rzeczywiście pomóc człowiekowi. Historia obierała niewłaściwy kierunek za każdym razem, kiedy Kościół i biskupi opowiadali się po stronie bogatych lub tych, w których ręku była władza. Naszym zadaniem jest wskazywać i krytykować to, co jest niewłaściwe.
Ksiądz Kardynał niedawno osobiście obserwował, co dla liberalno-lewicowych elit w Europie oznaczają podstawowe zasady demokracji – takie jak wolność do wyrażania własnych poglądów i wolność zgromadzeń – uczestnicząc w konferencji środowisk konserwatywnych w Brukseli. W myśl uczynienia stolicy Belgii „strefą wolną od prawicy”, konferencję próbował rozwiązać lokalny burmistrz. W Polsce tymczasem trwają prace nad projektem zmian w Kodeksie karnym, dotyczące tzw. „mowy nienawiści”. Ścigane mają być m.in. bliżej niesprecyzowane „homofobiczne wypowiedzi”. Tego typu rozwiązania rzeczywiście mogą chronić prawa mniejszości i niwelować przemoc, czy są jedynie narzędziem cenzury właściwym dla systemów totalitarnych?
Nie chodzi o to, żeby tym ludziom pomóc. Dla autorów takich inicjatyw ci ludzie są obojętni. Są jedynie wykorzystywani. Ostatecznie chodzi im tak naprawdę o to, aby zniszczyć samodzielność człowieka poprzez zrównanie go do jednego poziomu, do jednego mianownika. Prawdziwą pomoc i rzeczywiste zwrócenie uwagi na człowieka widzimy w działaniu Kościoła. Na to ono ma być i jest ukierunkowane. Wynika to oczywiście z faktu, że pierwszym filantropem jest Pan Bóg. I w optykę tego Bożego działania wpisuje się Kościół. W postaci Piłata czy Heroda nie widzimy tych, którym zależy na człowieku.
Tego typu dążenia do wpływania na rzeczywistość przez rządzących nie odpowiadają oczywiście w zupełności temu, że system wymiaru sprawiedliwości powinien być niezależny od polityków. Jeżeli religijne przekonania, jeżeli jakieś poglądy filozoficzne nagle zostają penalizowane, to gdzie jeszcze leży różnica między takim systemem, a systemem komunistycznym? W prawdziwej demokracji każdy obywatel ma prawo krytykować rząd. I obywatele mają prawo do tego, aby wybrać inną partię. Obecnie minister spraw wewnętrznych Niemiec Nancy Faeser mówi, że wyborcy AfD działają przeciwko demokracji i powinno się im odebrać prawa wyborcze. A zatem ci, którzy obecnie rządzą, chcą decydować o tym, co powinien wybierać obywatel. Naprawdę, z powodu nowego totalitaryzmu, demokracja jest dziś u nas w niebezpieczeństwie. Ci politycy powinni przyłożyć się do lektury niemieckiej, czy – w Polsce - polskiej konstytucji. Suwerenność jest czymś, co pochodzi z ludu, a nie od rządu. A już z całą pewnością nie pochodzi ona od partii czy jakiejś ideologii.