2. Generał Bartkowiak mówił o potencjale straży pożarnej ponad 31 tysiącach funkcjonariuszy PSP , 620 tysiącach druhów OSP w tym aż 220 tysiącach przeszkolonych do udzielania pomocy w różnego rodzaju katastrofach w tym w powodziach i podkreślił, że 13 września kiedy stało się jasne, że mamy do czynienia s powodzią na wielką skalę, było zadysponowanych do działań zaledwie 700 strażaków. Zwrócił także uwagę, że wprawdzie 11 września Komendant Główny sprawdzał gotowość bojową w szkołach pożarniczych i w Akademii Pożarniczej, ale tego dnia do Wrocławia wysłano zaledwie 36 strażaków i kilkanaście samochodów. Poinformował, że według jego wiedzy dowodzenie strategiczne nad cała akcją ratunkową Komendant Główny, przejął dopiero 16 września, a więc gdy 3 doby po jej rozpoczęciu, w najtrudniejszym jej czasie akcją ratunkową dowodzili więc strażacy liniowi, ale tego co to wszystko powinien „spinać” nie było.

I przypomniał, że pierwsze poważne ostrzeżenia o zagrożeniach powodziowych przyszły z mechanizmu unijnego już 10 września bezpośrednio do Krajowego Centrum Koordynacji Ratownictwa Komendanta Głównego, a 11 września IMGW ogłosiło zagrożenie powodzią 3 stopnia (najwyższego ) dla województw opolskiego i dolnośląskiego.

3. Podobnie było niestety z wojskiem, choć jak podkreślał pułkownik Stachowski, było ono gotowe do działania, to pierwsze zapotrzebowanie na użycie wojska złożył wojewoda wielkopolski, a nie wojewodowie opolski, czy dolnośląski, gdzie ono było naprawdę potrzebne. Pierwsze zapotrzebowanie na użycie wojska przez wojewodę dolnośląskiego nastąpiło dopiero 14 września, kiedy to już ponad dobę na terenie tego województwa, były zalewane miasteczka i wioski. Nie jest jasne, co powodowało tymi wojewodami, że zgłaszali zapotrzebowanie na użycie wojska w tym w szczególności żołnierzy WOT z jednostek stworzonych z żołnierzy, pochodzących z tych terenów, tak naprawdę dopiero po tym, jak powódź trwała już na dużą skalę.

4. Nie tylko straż pożarna i wojsko było dysponowane w okresie przed powodzią tak jakbyśmy mieli do czynienia z filmem wyświetlanym w bardzo zwolnionym tempie, ale podobnie działali premier Tusk i jego ministrowie. Przypomnijmy słynną już wypowiedź Tuska z 13 grudnia, kiedy woda zalewała już wsie i miasteczka, że prognozy nie są przesadnie alarmujące, co zapewne wpłynęło na paraliż decyzyjny w straży i w wojsku. Równie groźna w skutkach była wypowiedź Tuska dotycząca tamy na zbiorniku w Stroniu Sląskim, Tusk w wypowiedzi dla mediów 15 września o godz 8, twierdził, że jest bezpieczna, w sytuacji kiedy woda przelewała się przez tamę, a za dwie godziny, tama została rozerwana przez nacierającą wodę. Natomiast odpowiednio wcześniej, wiadomość od miejscowego hydrologa, że prawdopodobieństwo wytrzymania tej tamy, wynosi tylko 50/50, wykorzystał burmistrz Lądka Zdroju i zarządził natychmiastową ewakuację, dzięki czemu mieszkańcy uratowali dużą część swojego dobytku, w tym samochody przeprowadzając je w wyżej położone miejsca.

5. Konkluzje z tej eksperckiej narady są miażdżące dla rządzących, to między innymi: zbyt późne zadysponowanie odpowiednich ilości strażaków i wojska wraz ze sprzętem na tereny powodziowe, przejęcie dowodzenia przez Komendanta Głównego dopiero 16 września a więc 3 doby po rozpoczęciu powodzi na dużą skalę, a także złe zarządzanie zbiornikami retencyjnymi (zbyt późne tworzenie rezerw powodziowych). Wszystko to Tusk próbował przykrywać posiedzeniami Sztabu Kryzysowego, transmitowanymi przez media, na których odgrywał rolę nieomylnego cara, który niestety musi współpracować ze złymi bojarami, choć przecież tych bojarów w rządzie on sam akceptował. To był swoisty teatr, który sporej ilości Polaków jak wynika z badań się podobał, ale jego praktyczne skutki były absolutnie negatywne, właśnie ze względu na publiczny charakter, bo często powodowały paraliż działań wojska, straży pożarnej i innych służb.