W piątek w Berlinie spotkali się prezydenci Stanów Zjednoczonych i Francji, kanclerz Niemiec oraz premier Wielkiej Brytanii, aby omówić kwestie związane z wojną na Ukrainie oraz sytuację na Bliskim Wschodzie. Na spotkanie nie zaproszono szefa polskiego rządu, a wedle byłego prezydenta Estonii Toomasa Ilvesa, udział szefa Donalda Tuska osobiście zablokował kanclerz Olaf Scholz.

O to, dlaczego nie zaproszono polskiego premiera, w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl pytany był prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.

- „To oczywiste. Skoro obecny polski rząd będzie wykonywał polityczną wolę Berlina, to nie ma sensu ustalać z nim czegokolwiek. To jest przyczyna podstawowa, a resztę stanowią szczegóły techniczne. Były prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves przekazał, że kanclerz Scholz podjął osobistą interwencję, aby na to spotkanie Polski nie zapraszać. To jest wyraźnym podkreśleniem podrzędnej roli rządu Tuska, bo nikt nie spodziewa się, aby zbuntował się przeciwko niemieckiej polityce. W tej sytuacji nie ma potrzeby z Tuskiem w ogóle rozmawiać”

- stwierdził politolog.

Dodał, że „wyraźnie widać postępującą marginalizację Polski, która przy obecnym rządzie Tuska będzie bardzo łatwa do przeprowadzenia”.