Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Zacznę od już mocno nagłośnionej sprawy, ale chyba nie do końca wyjaśnionej. O co tak naprawdę chodziło z listem gończym i uchyleniem immunitetu posłowi Marcinowi Romanowskiemu? Jakie są kulisy tej akcji?
Ryszard Czarnecki, były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego i europoseł 2004-2024: Nawet znaczący politycy koalicji, choć nie Platformy Obywatelskiej, w prywatnych rozmowach, a są to - co warto by pokreślić - często liczący się prawnicy, mówią, że aresztowanie Marcina Romanowskiego w czasie kiedy tego dokonywano był całkowicie nieuzasadnione. Nawet w TVN24 można było usłyszeć opinię jednego z prawników z Poznania, którego na pewno nie można posądzić o sympatię dla prawicy, który mówił o pewnej uznaniowości, gdy chodzi nie tylko o przypadek pana Romanowskiego, ale w ogóle szereg innych polityków, gdzie są to pokazówki, a nie zatrzymania.
Ja osobiście całą tę sytuację traktuję jednak jako element pewnej propagandowej hecy i nie jest przypadkiem, że najpierw się o takich rzeczach informuje na konferencjach prasowych polityków (czy też inspirowanych przez polityków), a potem przystępuje do działania wymiaru sprawiedliwości. Myślę, że ta sprawa będzie oceniona po latach przez wielu ekspertów jako sprawa polityczna. Warto jednak podkreślić, że to jedynie część, pewien fragment wszelkiej całości. Tutaj za wszelką cenę obecna władza usiłuje udowodnić, że poprzednia władza była nieuczciwa i im trudniej im to wychodzi, tym większa jest z ich strony zajadłość.
Mamy za sprawą obecnego rządu spektakularną dziurę budżetową, którą czymś trzeba przykryć. Być może chodzi o brak inwestycji w nauce, brak inwestycji strategicznych, a tych zaniedbań jest przecież cała masa... Czy to jest tak zwana klasyczna sztuczka „łapać złodzieja”?
Przede wszystkim robi się to w myśl, że jak nie można dać wyborcom chleba, to trzeba im dać igrzyska. I to się dzieje. Twardy elektorat Platformy Obywatelskiej i Koalicji Obywatelskiej, ale też w dużym stopniu Lewicy jest skłonny przynajmniej przez jakiś czas jeszcze pogodzić się z tym, że gospodarka idzie w złym kierunku, że nie ma inwestycji, że jest dramatyczna dziura budżetowa, byle by było „rozliczanie” PiSu.
Warto jednak zauważyć, że budżety domowe coraz trudniej się spinają, że inwestorzy zagraniczni odchodzą. Na to wszystko nakłada się kalendarz wyborczy, bo to przecież wiosną tego roku odbędą się wybory prezydenckie, ostatnie przed wyborami jesienią 2027 roku, czyli za trzy lata. Myślę więc, że do tego czasu należy się spodziewać jeszcze wielu szopek propagandowych w kontekście sprawiedliwości, żeby cementować elektorat i mobilizować go przed wyborami prezydenckimi. Mówię tu oczywiście o elektoracie koalicji 13 grudnia.
Nie tak dawno odbyło się spotkanie Didiera Reyndersa z Adamem Bodnarem. Reynders, jak wiadomo jest oskarżony już o bardzo duża korupcję oraz pranie pieniędzy w Brukseli, a jednocześnie Polska w jednym z rankingów praworządności podskoczyła o dwa miejsca. Mnie to wygląda co najmniej dziwnie, a jakby to Pan skomentował?
Przede wszystkim mamy tu historię, że człowiek, który oskarżał Polskę o brak praworządności, zanim jeszcze – Uwaga! – został wybrany na komisarza, miał sprawę korupcyjną z czasów kiedy był szefem MSZ-u Królestwa Belgii, a chodziło o budowę ambasady belgijskiej w jednym z krajów Afryki. Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że dosłownie dzień po tym jak skończył swoją pracę jako komisarz w Komisji Europejskiej, miał kolejną rewizję policyjną i postawione kolejne zarzuty. W tej sytuacji w oczywisty sposób można tę sytuację sparafrazować słowami, że diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni. Jak się okazało, człowiek, który atakował Polskę, sam jest z praworządnością - najdelikatniej mówiąc – na bakier. Zwłaszcza, że jest to jego kolejna sprawa, jak już wskazałem.
Jeżeli zatem takich sojuszników ma obecny rząd, no to tylko „pogratulować”. Natomiast te dane o awansie o dwie pozycje w rankingu są czysto polityczne, tak samo jak ranking tygodnika Politico w Brukseli, wydawanego w języku angielskim, gdzie wśród najbardziej znaczących ludzi w Unii Europejskiej umieszcza czterech polityków Platformy Obywatelskiej. Jest to w oczywisty sposób szyte grubymi nićmi. Wszystko to ma generalnie służyć temu, żeby pomóc obozowi internacjonalistycznemu, obozowi kosmopolitycznemu, w wygraniu wyborów prezydenckich w Polsce.
Kolejne moje pytanie miało być właśnie o wyborach prezydenckich, bo mówi się o dwóch różnych strategiach. Jedni mówią, że należy wspierać w pierwszej turze każdego prawicowego kandydata, ponieważ to się później przełoży na wynik Karola Nawrockiego, a inni mówią, że mimo wszystko trzeba wspierać przede wszystkim Pana Karola Nawrockiego z uwagi na to, żeby mu dać jak najlepszy start, pewność i zaplecze przed drugą turą. Jak Pana zdaniem należałoby to zrobić?
Nie dajmy się zwariować, proszę Państwa. Do tej pory zawsze tak było, że pierwsza tura to głosowanie z miłości, a druga tura głosowanie z rozsądku. I tak też pewnie będzie teraz. Ja bym tutaj – także moim koleżankom i kolegom - powiedział, że nawet dla PiSu jest rzeczą bardzo ważną, żeby – Uwaga! - po pierwsze były możliwości dobierania głosów przed drugą turą, żeby ten zapas był większy, a więc tutaj nie martwiłbym się tym, że kandydat prawicy będzie parł. Bo tak pewnie będzie.
Po drugie, uwaga, ambicją Trzaskowskiego na początku było wygranie w pierwszej turze i tak to nawet mogło wyglądać jeszcze jakiś czas temu. Dzisiaj natomiast mówi się już nawet czasem o jego wycofaniu i zamianie na innego kandydata. Niemniej nie ma co ukrywać, że dla niektórych wyborców prawicy zagłosowanie na Karola Nawrockiego w pierwszej turze nie będzie możliwe. Mogą po prostu nie pójść na wybory. Zagłosowanie na innego kandydata prawicowego będzie możliwe i wtedy zwiększa się frekwencja i się utrudnia przekroczenie określonego procentu dla Rafała Trzaskowskiego, co niewątpliwie jest pozytywne.
Jest jeszcze kwestia trzecia, a cały czas mówię o kwestiach pragmatycznych, że główny element pragmatyczny przemawiający za tym, żeby głosować w pierwszej turze sercem, to jest oczywiście fakt, że duża mobilizacja przed pierwszą turą głosów prawicowych spowoduje zmobilizowanie przed drugą turą wyborców lewicy i wyborców liberalnych. Z tego punktu widzenia w roku 2005, kiedy Donald Tusk miał przewagę nawet dość wyraźną przed Lechem Kaczyńskim, to zdemobilizowało elektorat PO. To było czymś absolutnie racjonalnym i mobilizacja była wtedy po stronie tamtego obozu słabsza.
Podobnie może być i teraz. Z tego punktu widzenia, jest uzasadnione, żeby w pierwszej turze głosować na kandydata prawicy, na jakiego się chce głosować. Natomiast oczywiście w drugiej turze na tego, który będzie miał szansę wygrać z kandydatem obozu kosmopolitycznego.
Niektórzy politycy i usłużne dla obozu rządzącego media rozpowszechniali informacje, opublikowane przez „Gazetę Wyborczą”, że rosyjscy hakerzy wspierali PiS w poprzednich wyborach, atakując w SMSach szkalujących PiS przez rosyjskich hakerów. Wyborcza pisała, że rosyjscy hakerzy wspierali PiS, natomiast Marcin Kropiwnicki stwierdził, że rosyjscy hakerzy szkalowali PiS. Przepraszam, że zapytam, czy ten „porządek” w tym ich Archeo, to w Platformie Obywatelskiej jest z założenia, czy to przypadek?
Wiarygodność „Wyborczej” dla mnie jest w zasadzie zerowa, więc trochę to mi przypomina sowiecką agencję prasową TASS, o której mówiono, że jak TASS zaprzecza, to znaczy, że to jest prawda.
Należy podkreślić, że najpierw sam PiS, nawetępnie PiS z prezydentem Lechem Kaczyńskim, a potem PiS z prezydentem Andrzejem Dudą i rząd PiSu, konsekwentnie przestrzegali Europę przed Rosją. Jeszcze prezydent Lech Kaczyński robił przed agresją Rosji na Gruzję. Andrzej Duda i kolejne dwa rządy PiSu przed rozpoczęciem agresji Rosji na Ukrainę. Jest więc oczywiste, że tą przeszkodą dla Rosji w Polsce był prezydent Kaczyński. Ten sensacje uważam więc za jedną wielką hucpę.
Przypomnę jeszcze, o czym sam Donald Tusk przez jakiś czas zaprzeczał a teraz milczy, ale Internet nie zapomina, a mianowicie bezpośrednie oskarżanie prezydenta USA Donalda Trumna o bycie rosyjskim agentem. Tusk epatował cyframi, jakoby w ciągu całej kampanii Trump skłamał 10 tysięcy razy, w ciągu dnia miał kłamać kilkaset razy. Jak by Pan to skomentował?
Najpierw mówił, że tego nie mówił, teraz woli milczeć. To oczywista kompromitacja. Pytanie, jaki jest polityczny tego efekt? Mianowicie taki, że na inaugurację 47-go, a wcześniej 45-go prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki do Waszyngtonu 20 stycznia zaproszono dwóch Polaków i wśród nich nie było Donalda Tuska, ale uczestniczył w niej były premier Mateusz Morawiecki.
Tutaj jest to pewna demonstracja polityczna ze strony USA i to źle, że w ten sposób koalicja13 grudnia z jej liderem, w zasadzie de facto umniejsza wpływy Polski w najpotężniejszym mocarstwie świata. W ten sposób przekreśla to, co PiSowi przy różnych błędach politycznych udało się przez te 8 lat osiągnąć. Zwracam przy tym uwagę, że relacje premierów PiSu i prezydenta Andrzeja Dudy z Joe Bidenem też były dobre, a więc możliwe było utrzymanie dobrych relacji, ponieważ Polskę traktowano jako strategicznego sojusznika USA w Unii Europejskiej i w regionie. Teraz, jak widać, tak nie jest. Myślę więc, że to jest wielki - i to ciężki - grzech Donalda Tuska.
Po rozpoczęciu urzędowania przez Donalda Trumpa media zwracają w zasadzie uwagę na dwie rzeczy. Od razu ogłosił on uznanie tylko dwóch płci w USA oraz wycofał się z paktu paryskiego, czyli klimatycznego szaleństwa nadal forsowanego przez elity Unii Europejskiej. Jakie w Pana opinii są jeszcze istotne rzeczy, na które należy jeszcze zwrócić uwagę?
Przede wszystkim ważne jest nie tylko to, co mówi prezydent Trump, ale co robi natychmiast po objęciu prezydentury największego mocarstwa świata. Zgodnie z tym, co zapowiadał, od razu zabrał się za walkę z nielegalną migracją i pokazuje państwom Europy, że można. Wydaje mi się, że to jest bardzo dobry kierunek, który pokazuje też wyborcom w Europie oraz politykom europejskim, że że walka z nielegalnymi migrantami jest możliwa, jeśli posiada się wolę polityczną. To przyniesie już w krótkim czasie porządek. Najgorsze jest jednak to, że klasa polityczna w Unii Europejskiej - może poza PiSem w Polsce i Fideszem Orbana - tego nie chce.
Jak pan by się odniósł do strategii dotyczących dwóch płci? Szczególnie zwraca uwagę fakt, że Donald Trump ogłosił to jako strategię narodową Stanów Zjednoczonych.
To kolejny przykład na to, że realizuje to, co obiecuje. Obiecał tę sprawę w kampanii i pokazał - tak jak PiS w Polsce - że można dotrzymać tej obietnicy. Oczywiście jest teraz na niego przeprowadzany wściekły atak, ale myślę, że to co powiedział jest ważne nie tylko dla Ameryki, ale również z tego powodu, że Ameryka jest trendseterem, który nadaje ton polityce i trendom na świecie.
Myślę też, że to jest ważne także dla środowisk tradycyjnych, konserwatywnych w całej Europie, ponieważ - znowu - pokazuje, że to, co te środowiska głosiły od lat i były zaszczuwane, atakowane, potępione i wyzywane od homofobów.
Skoro zatem jest to oficjalna polityka największego mocarstwa na świecie, to znaczy, że to jest jednak możliwe. Tym bardziej będzie za to atakowany przez środowiska lewicowe i wrogów Ameryki, ale szczęśliwie będzie też bohaterem dla wielu poza Stanami. To się dzieje.
Chyba już wszyscy wiedzą, że ta polityka rozbijania społeczeństw - między innymi ideologią gender, „180-cioma płciami”, walką z rodziną i demoralizacją społeczeństw - to jest cały czas taktyka komunistów, państw totalitarnych jak Rosja czy Chiny, według wojskowych taktyk Sun Zi.
Myślę, że Rosja gra różnymi - także znaczonymi - kartami i potrafi też wykorzystywać zupełnie inne ruchy społeczne czy polityczne, natomiast Trump pokazał zdecydowanie to, że nie boi się walki.
Warto przypomnieć moment zamachu na niego oraz to, co chwilę po po nim powiedział.
Wykrzyczał: Fight!
To pokazuje, że on będzie walczył i już walczy od pierwszej godziny swojej prezydentury.
A jak Pan ocenia reakcje polskich polityków na początek prezydentury Trumpa? Mam na myśli Donalda Tuska, który wprost oskarżał go o bycie rosyjskim agentem? Albo Rafała - bonjour disco polo – Trzaskowskiego?
Oni wiedzą, że są rozegrani w tym sensie, że Trump z jego ego, jest politykiem, który takie wypowiedzi będzie pamiętał. Jego pracownicy tym się zajmują, żeby takie rzeczy pokazywać. To są niestety sprawy, które w złym świetle stawiają obecnie Polskę, a stosunki między Waszyngtonem a Warszawą będą obecnie dużo gorsze niż były, niestety.
Uprzejmie dziękuję Panu za rozmowę.