Błogosławionej Annie Katarzynie Emmerich (1774–1824), niemieckiej augustiance, świat nadprzyrodzony był bardzo bliski od wczesnego dzieciństwa. Często doświadczała ona mistycznych wizji i wykazywała się niezwykłymi darami. Dokładnie i trafnie przewidziała pewne przyszłe wydarzenia, słyszała także i widziała sytuacje z dalekiej przeszłości. Gdy odwiedzali ją chorzy, potrafiła diagnozować – choć nie miała wykształcenia medycznego – przyczyny ich problemów i zalecać terapie, dzięki którym chorzy zdrowieli. Mimo tego jej własne zdrowie stale szwankowało.
W 1812 roku świecki rząd zamknął klasztor, w którym mieszkała Anna Katarzyna. Święta musiała się zatrzymać u pewnej ubogiej wdowy. W 1813 roku została przykuta do łóżka. Wkrótce potem otrzymała stygmaty – rany Chrystusa, w tym również rany od cierni, oraz krzyże, które pojawiały się na jej piersi.
Kilka lat później uznany niemiecki poeta Clemens Brentano (1778–1842) nawrócił się podczas wizyty w jej domu i czuwał przy jej łóżku codziennie od 1820 do 1824 roku, spisując mistyczne wizje i doświadczenia, które mu dyktowała. Każdego dnia przepisywał notatki, tłumacząc westfalski dialekt, którym się posługiwała, na standardowy niemiecki, a następnie czytał je na głos, by je zatwierdziła.
ZOBACZ WIĘCEJ W KSIAŻCE „ŚWIĘCI KTÓRZY WIDZIELI PIEKŁO”
W 1833 roku, kilka lat po śmierci błogosławionej, Brentano opublikował owe notatki pod tytułem Żywot i bolesna męka Pana naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi. Wiele dyskutowano na temat tego, jaka część tego dzieła w rzeczywistości jest autorstwa Brentano. Jakkolwiek by nie było, duchowa wartość tej książki została doceniona przez rzesze czytelników.
Centralnym tematem owego dzieła są wizje Anny Katarzyny dotyczące męki, śmierci i zmartwychwstania naszego Pana. Ich wielka wartość tkwi w żywo nakreślonych szczegółach, prostocie stylu i aktywnym uczestnictwie wizjonerki w opisywanych udrękach. Anna Katarzyna utrzymuje, że widziała, jak po swojej śmierci Jezus zstąpił do otchłani, zgodnie z tym, co wyznajemy w Credo, oraz jak pokonywał po kolei trzy poziomy piekła.
Jezus schodzi do piekła – wizje Katarzyny Emmerich
„Gdy Jezus, głośno wołając, skonał na krzyżu, dusza Jego w postaci świetlistej, otoczona Aniołami, między którymi był i Gabriel, spłynęła w ziemię u stóp krzyża. Mimo że dusza odłączyła się od ciała, Bóstwo Jego jednak pozostało połączone i z duszą, i z ciałem. W jaki się to sposób działo, to literalnie nie da się opowiedzieć słowami.”
„Wreszcie zbliżył się Jezus do jądra tej przepaści, do samego piekła, które wydawało mi się kształtem jako ogromna, nieprzejrzana okiem budowa skalna, straszna, czarna, połyskująca metalicznym blaskiem; wejścia strzegły olbrzymie, straszne bramy, opatrzone mnóstwem rygli i zamków, widokiem swym wzbudzające dreszcz i trwogę. Za zbliżeniem się Jezusa dał się słyszeć ryk potężny i okrzyk trwogi.”
Miasto Diabła
„Jak mieszkania błogosławionych, świętych, przedstawiają mi się w widzeniach pod postacią niebiańskiej Jerozolimy, jako miasto olbrzymie o różnorodnych pałacach i ogrodach zapełnionych cudownymi owocami i kwiatami różnych gatunków, stosownie do nie- zliczonych warunków i odmian szczęśliwości, tak i to piekło przedstawiło się mym oczom w formie odrębnego świata, stanowiącego całość, pod postacią różnorodnych budowli, obszarów i pól. Ale tu źródłem wszystkiego było przeciwieństwo szczęśliwości, wieczna męka i udręczenie. Jak tam, w siedzibie szczęśliwości, wszystko zdawało się być ugruntowane na prawidłach wiecznego pokoju, wiecznej harmonii i zadośćuczynienia, tak tu opierało się wszystko na rozstroju i rozdźwięku wiecznego gniewu, rozdwojenia i zwątpienia.
Tam widziałam najróżnorodniejsze przybytki radości i uwielbienia, przeźrocza niewypowiedzianie piękne, tu zaś niezliczone, różnorodne, ponure więzienia i jaskinie męki, przekleństwa, zwątpienia. Tam widziałam najcudowniejsze ogrody, pełne owoców Boskiego pokrzepienia, a tu najszkaradniejsze puszcze i bagniska, pełne udręczenia, męki i wszystkiego, co tylko może wzbudzić wstręt, obrzydzenie i przerażenie. Pełno tu było przybytków, ołtarzy, zamków, tronów, ogrodów, mórz i rzek przekleństwa, nienawiści, ohydy, zwątpienia, zamętu, męki i udręczenia, w przeciwieństwie do niebiańskich przybytków błogosławieństwa, miłości, jedności, radości i szczęśliwości. Tu panowała wieczna, rozdzierająca niejedność potępionych, jak tam wieczna, błoga harmonia i zgodność świętych. Wszystkie zarodki przewrotności i fałszu przedstawione tu były przez niezliczone zjawiska i narzędzia męki i udręczenia; nic tu nie było prawidłowego, żadna myśl nie przynosiła ukojenia, panowała tylko wszechwładnie groźna myśl Boskiej sprawiedliwości, przywodząca każdemu z potępionych na pamięć, że te męki tu ponoszone są owocem winy, powstałym z nasienia grzechów popełnionych na ziemi.
W świątyni rozpaczy i udręki
Wszystkie straszne męki odpowiadały co do swej istoty, sposobu i mocy grzechom popełnionym, były tym gadem, który grzesznicy wyhodowali na swym łonie, a który teraz przeciw nim się zwracał. Widziałam straszną jakąś budowlę o licznych kolumnadach, obliczoną na wzbudzanie strachu i trwogi, jak w królestwie Bożym – dla spokoju i wytchnienia. Wszystko to rozumie się, gdy się widzi, ale słowami nie jest człowiek mocen to wypowiedzieć. Gdy aniołowie otworzyli bramy piekielne, ujrzałam jakiś zamęt ohydy, przekleństw, łajań, wycia i jęków. Jezus przemówił coś do duszy Judasza, tu zamkniętej, a aniołowie mocą Bożą całe tłumy złych duchów obalili na ziemię. Wszyscy czarci musieli uczcić i uznać Jezusa, to było dla nich najstraszniejszą męką. Mnóstwo czartów otoczono wkoło innymi, jeden przy drugim i spętano tych skrajnych, stojących wkoło tak, że cała czereda pozostała w ten sposób na uwięzi. Wszystko to odbywało się według pewnych określonych postanowień. Lucyfera wrzucili aniołowie skrępowanego w będącą tam środkową otchłań, że aż zakotłowało się za nim w ciemnościach. Słyszałam, jeśli się nie mylę, że Lucyfer miał być znowu wypuszczony na pewien czas, coś na pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat przed rokiem 2000 po Chrystusie. Innych dat nie pamiętam. Niektórzy czarci mieli być uwolnieni pierwej, na karę i kuszenie ludzi. Termin ten uwolnienia przypadał dla niektórych właśnie na nasze czasy, dla innych nieco później. Nie jest mi możliwym opowiedzieć to wszystko, co widziałam. Za wiele tych szczegółów, tak że nie potrafię ich złożyć w jedną całość, a przy tym jestem bardzo chora; gdy zacznę opowiadać, nasuwa mi się znów wszystko przed oczy, a widok to tak straszny i tak mnie przejmuje, że bliską jestem skonania...
Fragment pochodzi z książki Paula Thigpena „Święci którzy widzili piekło”, wydawnictwo Esprit