Odpowiada o. Jacek Salij OP:
Są rejony, proszę Pana, w które nie wolno człowiekowi wchodzić z pustej ciekawości. Kto się z tym nie liczy, ściąga na siebie, a często na innych, jakąś szkodę. Nie wolno na przykład z samej tylko ciekawości wchodzić w cudze cierpienia. Dotyczy to nie tylko różnych postaci sadyzmu, kiedy na przykład ktoś, gnany ciekawością, jak zachowa się ofiara, celowo zadaje cierpienia. Fryderyk Barbarossa kazał raz wychowywać kilka sierot w absolutnej izolacji od ludzkiego słowa; wszystkie dzieci poumierały. Nikomu, choćby nawet był cesarzem, nie wolno podejmować takich eksperymentów na drugim człowieku. Ale naganna jest również ta pospolita ciekawość, która gromadzi tłumy wokół każdego nieszczęśliwego wypadku i lubi wsadzać nos w sam środek niemal każdej ludzkiej tragedii. Cudzemu cierpieniu należy się dyskrecja nawet wtedy, kiedy pragniemy przyjść z pomocą, a cóż dopiero, jeśli zamiar taki jest nam obcy.
Tak samo nie wolno w sposób pusty wchodzić w sferę swojej i cudzej płciowości. Bo stanowi ona istotny wymiar osoby; i więcej, jest miejscem tajemniczej potencjalności zapoczątkowania nowej istoty ludzkiej. Zbyt wielka jest godność ludzkiej płci, żeby wolno było czynić ją przedmiotem jakichś działań z samej tylko ciekawości albo dla zabawy lub na podstawie zmysłowego odczucia, że "jest nam ze sobą dobrze".
Tym bardziej to wszystko, co się dzieje poza granicami śmierci -- ponieważ dotyczy ostatecznych przeznaczeń człowieka -- nie może być przedmiotem ciekawskich poszukiwań. Jeśli naprawdę zależy nam na nawiązaniu wspólnoty z bliskimi, którzy odeszli już z tego świata, to szukajmy kontaktu w prawdzie: a więc kontaktu w Bogu, w którego sprawiedliwych dłoniach nasi bliscy przebywają, kontaktu całoosobowego, polegającego na zwiększaniu naszych dobrych czynów i modlitw, abyśmy się stali sobie jak najbliżsi w Chrystusie, który umarł za nas wszystkich. Resztę -- cały ból rozłąki i całą niemożność bezpośrednio odczuwalnego spotkania -- powierzmy z ufnością Bogu, który lepiej od nas wie, czego nam potrzeba.
Taka jest moja pierwsza wewnętrzna intuicja na temat praktyk spirytystycznych. Ale warto wiedzieć, że wszelkie wywoływania duchów są bardzo ostro potępione w Piśmie Świętym: "Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani do wróżbitów. Nie będziecie zasięgać ich rady, aby nie splugawić się przez nich. Ja jestem Pan, Bóg wasz!" (Kpł 19,31) Aż dwa razy Pismo Święte zestawia ten grzech ze straszliwą zbrodnią palenia własnych dzieci w ofierze Molochowi: "Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, przepowiednie i magię; nikt, kto by uprawiał czary, pytał duchów, wywoływał umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni" (Pwt 18,10-12; por. Kpł 20,1-7). Toteż przestępstwo to było w Starym Testamencie karane śmiercią: "Jeżeli jakiś mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągną śmierć na siebie" (Kpł 20,27).
Przestępstwa, które w Starym Testamencie były zakazane pod karą śmierci, chrześcijanie zwykli uważać za grzechy śmiertelne, tzn. powodujące śmierć duchową. Przypomnijmy sobie jedyny w Biblii opis wywoływania ducha (1 Sm 28): odrzucony już przez Boga król Saul, szukający kontaktu ze zmarłym Samuelem, pogrąża się w ten sposób jeszcze bardziej w swojej niewierności Bogu.
Zwolennicy praktyk spirytystycznych powiadają często: "Przecież na tych seansach nic złego się nie dzieje. Często zaczynają się one modlitwą, aby dobry Bóg raczył natchnąć przychodzące duchy dobrymi radami, a uczestnikom żeby pomógł dostosować się do tych rad". Ale zastanówmy się, czy ta modlitwa nie jest wzywaniem imienia Bożego już nie tylko nadaremnie, ale w celu bezbożnym.
Wywoływanie duchów opiera się na co najmniej dwóch bezbożnych założeniach, toteż nic dziwnego, że zostało tak ostro napiętnowane w Piśmie Świętym. Po pierwsze, opiera się na jawnej lub ukrytej pogardzie dla słowa Bożego: jak gdyby jego światło było zbyt ciemne albo niepewne i trzeba nam było zasięgać wskazówek bardziej miarodajnych. Spotkał się Pan z entuzjastami spirytyzmu, to się Pan orientuje: słowa usłyszane na seansie spirytystycznym stają się dla niejednego ważniejsze niż cała święta Ewangelia.
Weźmy choćby to, co Panu tam powiedziano: w poprzednim wcieleniu był Pan rzekomo przedwcześnie zmarłym dzieckiem mandżurskim. Jeśli Pan w to uwierzył, znaczy to, że nie liczy się już dla Pana nauka słowa Bożego o niepowtarzalności ludzkiego życia: "Nie zapominaj, że nie ma on powrotu" (Syr 38,21); "postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd" (Hbr 9,21). I tak dobrze, że "duch" nie pobudzał Pana do pychy. Bo cesarzowi Julianowi Apostacie duchy powiedziały, że jest nowym wcieleniem Aleksandra Wielkiego. Tak się tym przejął, że odrzucił korzystną propozycję pokoju z Persami, co się skończyło dla niego fatalnie (Sokrates Scholastyk, Historia Kościoła 3,21). Zaś Plotynowi objawił się duch, który się specjalnie nim opiekował, i okazało się, że nie jest to jakiś podrzędny demon, ale wysokiej rangi bóg. "Nie udało się go jednak ani o nic zapytać, ani dłużej oglądać, gdyż przyjaciel, który był świadkiem, udusił bądź z zazdrości, bądź z przestrachu ptaszki, które trzymał i których miał pilnować". Cytat ten nie pochodzi bynajmniej od jakiegoś prześmiewcy, słowa te napisał uwielbiający Plotyna i skądinąd niegłupi Porfiriusz (O życiu Plotyna, 9).
Drugie założenie jest chyba jeszcze bardziej bezbożne. Mianowicie, żeby wierzyć w seanse spirytystyczne, trzeba utracić wiarę w możliwość wolności. Bo zauważmy: sama idea tych seansów na tym polega, jakoby również świat istot duchowych podlegał prawom swoistej mechaniki, które wystarczy poznać i wykorzystać, aby nawet duchy musiały nam być posłuszne: ukazywać się na nasze zawołanie, odpowiadać na nasze pytania itp. Proszę zauważyć, że również mentalność "ducha", który do Pana przemawiał, była zamknięta na samą ideę wolności: przepowiadał Panu przyszłość, jak gdyby była ona z góry zdeterminowana.
Jak wiadomo, Pan Jezus, nie widział możliwości nawrócenia grzesznika pod wpływem kontaktu z zaświatem. W przypowieści o bogaczu i Łazarzu bogacz prosi Abrahama: "<Proszę cię, ojcze, poślij go [Łazarza] do domu mego ojca. Bo mam pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki>. Lecz Abraham odparł: <Mają Mojżesza i proroków; niechże ich słuchają>. <Nie, ojcze Abrahamie -- odrzekł tamten -- lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą>. Odpowiedział mu: "Jeśli Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z martwych powstał, nie uwierzą" (Łk 16,27n).
Niestety, taka jest prawda: Kto nie liczy się ze słowem Bożym, nie nawróci się nawet pod wpływem zmartwychwstania samego Syna Bożego (por. Mt 28,12-14). Krótko mówiąc, jeśli ktoś chce zasięgać porady u duchów, niech najpierw zapyta się w swoim sumieniu, czy stosuje się do wszystkich rad, zawartych w słowie Bożym.
I ostatni problem: co sądzić o przepowiedzianej Panu przyszłości? Czy musi się spełnić? Uwagi poniższe odnosić się będą nie tylko do przyszłości, przepowiedzianej przez "duchy", ale również przez różne wróżki, sny, horoskopy itp. Otóż przepowiednie naprawdę pochodzące od Boga, jeśli dotyczą losów ludzkich, nigdy nie są nieodwołalne. Przypomnijmy sobie proroctwo Jonasza, zapowiadające zburzenie Niniwy. Albo co na ten temat mówi Bóg u proroka Jeremiasza: "Raz grożę narodowi lub państwu wyrwaniem, zburzeniem i zniszczeniem. Jeśli jednak ten naród odwróci się od złości, z powodu której groziłem, żal mi będzie nieszczęścia, które zamierzałem nań zesłać. Drugi raz obiecuję narodowi lub państwu zbudować je i zasadzić. Jeżeli jednak uczyni to, co jest złe w moich oczach, nie słuchając głosu mego, żal mi będzie dobra, które miałem wyświadczyć" (Jr 18,7-10). Nieuchronnie spełniają się tylko zapowiedzi dotyczące dzieł Bożej miłości wobec ludzi: bo miłość Boża jest pierwsza niż nasze wolne wybory i od nich niezależna.
Dlaczego więc ludzie, zamiast wsłuchiwać się w słowo Boże i swoim nawróceniem przyczyniać się do lepszej przyszłości swojej i świata, nadstawiają ucha na deterministyczne przepowiednie? Podłożem tej postawy jest ciemna wiara, jakoby człowiek (a nawet całe narody) był jedynie biernym przedmiotem gry rozmaitych sił większych od niego. Nie wierzy się tu ani w opiekę Bożej Opatrzności, ani w możliwość czynnego wpływu na kształt naszej przyszłości.
Ale dlaczego przepowiednie często się sprawdzają? Jeśli zapowiem Panu, że spotka Pana wielka przykrość ze strony, z której będzie się Pan najmniej spodziewał -- to prawie niemożliwe, żeby przepowiednia ta się nie sprawdziła. Jest bowiem zbyt ogólnikowa, a ponadto dotyczy czegoś, co głęboko obchodzi każdego człowieka. Otóż rzadko spotkać można przepowiednię, która nie miałaby tych dwóch cech.
Warto tu jeszcze przypomnieć znane pojęcie "samospełniającego się proroctwa". Jeśli na przykład rodzice uwierzą fatalnie, że któreś z ich dzieci jest dzieckiem nieudanym, z którego prawdopodobnie nic dobrego nie wyrośnie -- ta ich postawa będzie tak bardzo rzutowała na nieszczęsne dziecko, iż negatywne oczekiwania rodziców będą się rzeczywiście sprawdzały. Słyszałem kiedyś, że Cyganka wywróżyła komuś, iż umrze 22 października, ale nie chciała podać roku śmierci. Ilekroć zbliżał się ten termin, nieszczęśnik -- który bardzo się tą przepowiednią przejął -- przeżywał gehennę oczekiwania; najtrudniejszy był sam fatalny dzień, ale kiedy minął, przychodziła wielka ulga. I za rok znowu to samo. Za czwartym razem nie mógł już wytrzymać olbrzymiego napięcia i w sam dzień 22 października wyskoczył przez okno. Wróżba spełniła się. Nawet jeśli to historyjka wymyślona -- odsłania mechanizmy samospełniającego się proroctwa.
Czy to, co wyprorokował Panu duch na seansie spirytystycznym, musi się spełnić? Odpowiadam: to w dużej mierze zależy od Pana.