Podczas gdy większość krajów postanowiła zamknąć granice, Szwecja zdecydowała się na eksperyment, który może doprowadzić ten kraj do kompletnej katastrofy.
Szwedzi przed Wielkanocą wybierają się jak co roku do domków na wsi i na stoki narciarskie, pomimo że tamtejsza Agencja Zdrowia Publicznego ostrzegła przed takimi działaniami z uwagi na pandemię koronawirusa, która również dotarła do tego kraju.
Szwedzkie przedszkola są cały otwarte. Podobnie jest z pubami. Nawet granice cały czas są otwarte dla każdego bez konieczności kwarantanny, jak już to jest wprowadzone w większości krajów europejskich.
Jak mówi mieszkający w Szwecji od 15 lat w wywiadzie dla dziennik.pl Michał Ględała:
- To nie są zakazy, ale raczej zalecenia. Jedynym wymogiem jest to, by nie urządzać zgromadzeń powyżej 50 osób. W pubach, czy restauracjach nie można siedzieć przy barze. Wszystko zamawia się przy stoliku. Siłownie, baseny, czy kluby fitness są nadal otwarte. Jeżeli ma się objawy przeziębienia, czy grypy, trzeba po prostu zostać w domu. No i jak już jesteś na siłowni, wracasz do domu ze sklepu to pamiętaj: "Umyj rączki!". Tak jak w Polsce sugeruje się starszym ludziom unikanie większych skupisk ludzkich, brak odwiedzin, robienie zakupów przez inne osoby, a jeśli już jakiekolwiek spacery to samotne i krótkie. Wszystkim sugeruje się unikanie wizyt w "domach seniorów i domach opieki", czy rezygnację z wyjazdów weekendowych, np. w góry lub do dużych miast. Mieszkańcom większych miast z kolei odradza się wyjazdy do domków letniskowych w innych miejscowościach
Wygląda jednak na to, że Szwecja postanowiła pójść za początkowym pomysłem brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, żeby spróbować wyrobić tzw. „odporność stadną”. Do czego to doprowadziło, widzimy już dokładnie na przykładzie sytuacji w Wielkiej Brytanii.
Cytując za New York Times, premier Danii Mette Fredriksen w poniedziałek wydała ostrzeżenie: „Nie jedźcie na narty do Szwecji!”. Z kolei w Norwegii wprowadzono „zakaz domowy”.
mp/forsal.pl/dziennik.pl