„W ostatnich latach jednakże – czytamy dalej w dokumencie – rodzice byli świadkami, jak szkoły indoktrynują ich dzieci radykalnymi, antyamerykańskimi ideologiami, jednocześnie celowo blokując nadzór rodzicielski. Takie środowisko działa jak zamknięta przestrzeń dla osób o tych samych poglądach [dosł. „kabina pogłosowa”], w której uczniowie są zmuszani do przyjmowania tych ideologii bez kwestionowania lub krytycznej analizy”.
W przypadku szkół, które dalej będą propagować szkodliwe ideologie, zostanie wstrzymane ich finansowanie z budżetu federalnego. Rozporządzenie zobowiązuje sekretarza ds. edukacji, sekretarza obrony i sekretarza zdrowia do współpracy z prokuratorem generalnym w celu opracowania strategii, która ma chronić prawa rodzicielskie i wykluczyć finansowanie i wsparcie dla szkół, które nie podporządkują się nowym wytycznym.
W dokumencie zwraca się uwagę na zmuszanie w ramach propagowanych ideologii „niewinnych dzieci” do „przyjmowania tożsamości albo ofiar, albo ciemięzców wyłącznie w oparciu o kolor ich skóry oraz inne niezmienne cechy”. Podkreśla się także, że uczy się dzieci kwestionowania ich tożsamości płciowej, a także podważania roli ich rodziców. Rezultatem takich praktyk jest „nie tylko niszczenie krytycznego myślenia, ale także sianie podziałów, zamieszania i braku zaufania, które podważają same fundamenty osobistej tożsamości i jedności rodziny”.
W rozporządzeniu ideologie te nazywa się „wywrotowymi, szkodliwymi i fałszywymi” i zwraca uwagę na ich niszczycielskie skutki zarówno w życiu rodzinnym, jak i państwowym. Ideologia gender prowadzić może do okaleczania dzieci bez zgody rodziców, a tym samym „naruszać prawa federalne, które chronią prawa rodzicielskie”. Z kolei krytyczna teoria rasy przyczynia się w rzeczywistości do promowania „dyskryminacji rasowej i podważania narodowej jedności”.
Z głębokim niezadowoleniem rozporządzenie wykonawcze Trumpa zostało przyjęte przez Randi Weingarten, lesbijkę i przewodniczącą American Federation of Teachers (Amerykańska Federacja Nauczycieli) skupiającej 1,6 miliona członków. W wydanym komunikacie prasowym uznała ona je za „bezpośredni atak na wszystko, co rodzice i rodziny uważają za drogie”. Jej zdaniem taka decyzja Trumpa jest „najprawdopodobniej nielegalna” oraz „ogranicza wybór i wzbrania [korzystania z] zasobów klasowych, by zapłacić za cięcia podatkowe dla miliarderów”.
Tymczasem organizacja Alliance Defending Freedom opublikowała oświadczenie Tysona Langhofera, dyrektora Center for Academic Freedom, w którym stwierdza on, że „każdy uczeń zasługuje na równe traktowanie według prawa, niezależnie od rasy czy religii”. Podkreśla on, że celem szkoły jest edukacja, a nie indoktrynacja. Chwali też prezydenta Trumpa, który „gwarantuje, że federalne finansowanie edukacji idzie na uczenie dzieci naszego narodu, by kochać i szanować siebie nawzajem”, a nie nastawiać się przeciwko sobie. „Wszyscy uczniowie zasługują na to, by uczyć się w najlepszym z możliwych środowisk, wolnym od dyskryminacyjnej polityki, gdzie mogą naprawdę rozkwitać i dobrze się rozwijać”.
Z kolei Chris Elston, znany w USA działacz na rzecz ochrony dzieci, ostrzega, że rodzice muszą wciąż być czujni i ujawniać przypadki naruszania przez szkoły rozporządzenia wykonawczego prezydenta Trumpa.