Wprowadzenie przez Polskę zakazu wwozu ukraińskich produktów rolnych (w przewozie polski rząd cały czas Ukrainie pomaga, a tranzyt przez Polskę nie tylko odbywa się bez zakłóceń, ale wręcz rośnie) stało się bardzo wygodnym motywem ataków na na nasz kraj zarówno przez publicystów jak też niektórych polityków Kijowa. Z okazji możliwości szkodzenia Polsce ochoczo korzystają też Berlin i zależna od niego Platforma Obywatelska, co doprowadziło do kilku napięć pomiędzy Warszawą a Kijowem.

Teraz jednak – jak się wydaje - pojawiła się pewna nadziej i refleksja po stronie ukraińskiej. Tamtejszy publicysta Nazar Kiś na łamach portalu iq.net.ua pyta: „Czy naprawdę w naszym interesie jest zmiana władzy w Warszawie?”

Jego tekst analizuje na łamach portalu dorzeczy.pl Maciej Pieczyński.

- Jak zauważył autor, stosunek Ukraińców do Polaków zmienił się w ciągu półtora roku od inwazji rosyjskiej. Na początku Polska postrzegana była jako bezpieczne terytorium, miejsce, do którego można uciec w przypadku, gdyby sytuacja źle się potoczyła. Teraz z kolei dziennikarze nad Dnieprem stwierdzają, że Polacy krytykują Ukrainę, bo mają u siebie wybory – czytamy w tekście Pieczyńskiego.

Kiś z kolei pisze, że Ukraińcy mówią nieustanie o zbożu blokowanym przez Polskę. Zapominają przy tym jednak, „kto nam pomaga z prądem, gdzie znajdują się główne huby logistyczne, przez jakie na Ukrainę idzie sprzęt oraz amunicja”.

- Teraz w centrum uwagi nie są kobiety i dzieci, które przeżyły, dlatego że zostały po ludzku przyjęte za naszą zachodnią granicą. Teraz najważniejsi są bogaci żniwiarze oraz poziom wpływów do polskiej gospodarki ze strony wypłacalnych Ukraińców – pisze Kiś.

- Czysto po ludzku, czy my naprawdę jesteśmy gotowi zachowywać się wobec Polaków tak, jak wobec nas zachowują się Węgrzy? - pyta ukraiński publicysta?

- Jeśli wiadomo, że w Polsce są wybory, i że PiS jest przyjacielem Ukrainy, to czy nie można było troszkę poczekać? Czy naprawdę w naszym interesie jest zmiana władzy w Warszawie? – konkluduje retorycznie Kiś.