Taka osoba uzależnia się od: alkoholu, narkotyków lub zawiera z drugą osobą relacje oparte na grzechu nieczystości. To wszystko robi po to, aby uporać się z poczuciem winy jakie w sobie odczuwa z powodu popełnionych grzechów. Wiem coś o tym, ponieważ jestem jedną z wielu kobiet cierpiących w milczeniu z powodu utraty swoich dzieci, które mogły się urodzić. Moja matka chciała, abym napisała moje świadectwo. Jednak umarła 24 stycznia 2001 roku. Z tego powodu nie mogła zobaczyć tego, że Bóg wysłuchał jej modlitwy o moje nawrócenie. Piszę to świadectwo dla uczczenia jej pamięci, wiedząc, że ona modli się za mną do Boga.
Minęło 16 lat od mojego nawrócenia. Ostatecznie otrzymałam wystarczająco dużo odwagi, abym mogła podzielić się z wami moim świadectwem. Mam nadzieję, że pomogę w ten sposób innym. Żeby to wszystko miało sens musimy cofnąć się w czasie do momentu kiedy byłam nastolatką.
Wychowywałam się w wielodzietnej rodzinie. Miałam dziewięcioro rodzeństwa. Mój ojciec nawrócił się na katolicyzm, a moja matka była gorliwą katoliczką. Moi rodzice bardzo starali się wychować nas w wierze katolickiej. Jestem im bardzo wdzięczna za wiarę, jaką mi przekazali. Gdyby nie wychowanie w wierze katolickiej, jakie otrzymałam od moich rodziców to nie wiedziałabym do kogo wołać o pomoc kiedy stoczyłam się na samo dno mojego grzechu. Teraz określam siebie mianem córki marnotrawnej. Miałam niskie poczucie własnej wartości i byłam tym dzieckiem, które szukało miłości tam, gdzie jej nie było.
Kiedy miałam 15 lat poznałam Dawida na lodowisku. Kochałam go i myślałam, że on również mnie kocha. W jego towarzystwie czułam się dobrze przez jakiś czas. Potem zgodziłam się na grzech – przedmałżeński seks. W tym czasie nie miałam świadomości do czego może doprowadzić jedna zła decyzja.
Potem okazało się, że zaszłam w ciążę. Byłam kompletnie zszokowana. Powiedziałam Dawidowi, że jestem z nim w ciąży. Żadne z nas nie było gotowe do rodzicielstwa. Nie chciałam nic mówić rodzicom. Starałam się zachować to w tajemnicy. Jednak wkrótce moja matka zaczęła podejrzewać, że coś ze mną jest nie tak, gdyż zauważyła moje dziwne zmiany nastroju. Nie wytrzymałam i wyznałam jej, że jestem w ciąży. Jak tylko mój ojciec dowiedział się o tym był wściekły. Nie mogłam już wspólnie rozmawiać z rodzicami. Zabronili mi spotykać się Dawidem, a mój ojciec zakazał mu zbliżać się do mnie.
Pewnego dnia mój ojciec spytał mnie, czy chcę mieć dziecko. Odpowiedziałam mu, że tak. On zaproponował mi dwie opcje do wyboru. Pierwszą było to, że pozostawiam dziecko przy życiu, ale wynoszę się z domu i sama radzę sobie z życiem. Opcja numer dwa oznaczała, że poddaję się aborcji. Mój ojciec dodał, że zapłaci za zabicie mojego nienarodzonego dziecka. Gdybym teraz mogła cofnąć czas, to powiedziałabym, że nie mam zamiaru poddać się aborcji. Wtedy nie wiedziałam, że były inne rozwiązania, że istniały instytucje, w których mogłam dostać pomoc. Czułam też, że nie mam wyboru.
Doskonale pamiętam ten dzień, kiedy poddałam się aborcji. Za dwa tygodnie miałam obchodzić swoje 16 urodziny. W tym wieku większość nastolatek jest podekscytowana otrzymaniem prawa jazdy (w amerykańskim stanie Kansas, skąd pochodzi autorka świadectwa wiek otrzymania prawa jazdy na samochody osobowe wynosi 16 lat – przyp. autor). Ja w tym czasie byłam przygnębiona i psychicznie przygotowywałam się na to, że lekarze i pielęgniarki będą zabijali moje nienarodzone dziecko. Mój ojciec wszedł ze mną do kliniki. Tam w poczekalni zobaczyłam wiele dziewczyn w moim wieku, które tego dnia poddawały się aborcji. Nigdy nie zapomnę ich twarzy. Byłyśmy bardzo smutne, ale żadna z nas nie powiedziała ani słowa. Mój ojciec wyszedł na zewnątrz. Powiedział, że odbierze mnie za dwie godziny. Kiedy przyszła moja kolej pielęgniarka ostrym głosem wezwała mnie po imieniu. Byłam przestraszona i samotna. Czułam się tak, jakbym stoczyła się na samo dno w całym moim życiu. Dokonanie aborcji w niczym nie przypomina pójście do normalnej kliniki, czy szpitala. Nie było żadnego przygotowania przed procedurą, ani żadnego współczucia. Miałam wrażenie, że Jezus już mnie nie pokocha za to, co zrobię. Lekarze kazali mi położyć się na stole. Nie pozwolono mi zobaczyć obrazu mojego dziecka na ekranie ultrasonografu. Czułam w sobie skurcze i wiedziałam, że moje dziecko umiera. Miałam świadomość, że zrobiłam coś okropnego, a moje życie nie będzie już takie samo. Po aborcji przeniesiono mnie do sali po zabiegowej, gdzie mogłam się przespać przez godzinę. Potem mój ojciec zabrał mnie do domu. Czułam w sobie taki ból, że nie mogłam chodzić. Miałam wrażenie, jakbym nie była człowiekiem. Aborcja nie była dobrym rozwiązaniem.
Od tamtego dnia kiedy poddałam się aborcji nie byłam już tą samą osobą. Miałam wrócić do szkoły i kościoła tak, jakby nic się nie stało. Wszystko miało wyglądać tak, jakby rozwiązał się tzw. „problem”. Dzień, w którym poddałam się aborcji sprawił, że zeszłam na złą drogę. Ja i moja rodzina wpadliśmy w błędne koło grzechu. Straciłam zainteresowanie szkołą i byłam przygnębiona cały czas. Zaczęłam zażywać narkotyki. Moi bracia poszli za moim przykładem. Braliśmy cracka, kokainę i upijaliśmy się alkoholem. Miałam myśli samobójcze. Szukałam miłości w złych miejscach. Myślałam, że miłość jest uczuciem. Z tego powodu robiłam z innymi mężczyznami różne nieczyste rzeczy. Jednak przyjemność, jaka wynikała z tych obrzydliwości pryskała jak bańka mydlana. Myślałam sobie, że muszę robić coś więcej, aby poczuć, że ktoś mnie kocha. Gdybym tylko wiedziała, że Bóg jest miłością to na pewno nie zeszłabym na tą złą drogę.
Wiele lat później prowadząc ten destrukcyjny styl życia poznałam mężczyznę, którego poślubiłam. Zaszłam z nim w ciążę. Potem urodził nam się zdrowy syn. Wyszłam za mąż za niego tylko dlatego, aby mój syn miał jego nazwisko. Niestety wkrótce po ślubie mój mąż miał romans i rozwiódł się ze mną. Zostałam samotną matką. Kiedy tak się stało szukałam pocieszenia w barach, narkotykach i cudzołóstwie. W rezultacie zaszłam w ciążę. Tym razem postanowiłam poddać się aborcji po to, aby moi rodzice nie dowiedzieli się, że zaszłam w nieplanowaną ciążę. Poprosiłam mojego brata, aby zabrał mnie do kliniki. Postanowiłam zabić to nienarodzone dziecko, ale tym razem za to wszystko winiłam tylko siebie. Byłam w piątym miesiącu ciąży kiedy poddałam się drugiej aborcji. Leżąc w sali zabiegowej byłam pod wpływem narkotyków.
Pamiętam bardzo dobrze moją mamę, która bardzo cierpiała z powodu stylu życia, jaki wybrałam. Często płakała kiedy się śmiałam będąc pod wpływem narkotyków. Jednak nie straciła nadziei. Wiem, że bardzo modliła się za mnie. Teraz mogę powiedzieć, że gdyby nie ona, to dzisiaj nie napisałabym tego świadectwa. Mama postanowiła zabrać mnie na msze świętą o uzdrowienie. Wiedziała, że to mi pomoże. Pamiętam, że kiedy zaproponowała mi pójście na mszę świętą o uzdrowienie to zgodziłam się będąc pod wpływem narkotyków. Tu muszę dodać, że wtedy codziennie zażywałam narkotyki. Nawet kiedy szłam do kościoła byłam pod wpływem narkotyków. Wiara mojej matki była niezachwiana. Wiedziała, że jeśli przyprowadzi mnie na mszę świętą o uzdrowienie to dokona się cud w moim życiu. Pierwsza msza święta o uzdrowienie, na której uczestniczyłam była w 1991 roku w kościele p.w. św. Józefa w Kansas City w stanie Kansas. Kapłan, który jej przewodniczył poprosił, aby najpierw podeszły do ołtarza te osoby, które najbardziej potrzebują pomocy. Czekałam przez chwilę, ale moja mama wiedziała, że nie mam cierpliwości. Z tego powodu przyprowadziła mnie przed ołtarz. Pamiętam ten dzień tak, jakby wydarzył się wczoraj. Kiedy ksiądz modlił się nade mną poczułam w sobie takie silne uczucie, którego nigdy nie doświadczyłam zażywając narkotyki. Spytałam moją matkę co się stało. Wiedziałam, że coś się ze mną stało. To był początek procesu uzdrowienia. Chociaż nadal zażywałam narkotyki każdego dnia, to od tamtej pory nie brałam ich tak dużo jak przed tą mszą świętą. Zaczęłam myśleć o Bogu i o uzdrowieniu. Tamta msza święta o uzdrowienie była przełamaniem tego błędnego koła, w jakim się znalazłam.
W 1992 roku podczas Uroczystości Zesłania Ducha Świętego moja mama zabrała mnie na kolejną mszę świętą o uzdrowienie. Ksiądz Stephen Bamham spytał mnie o co ma się pomodlić za mnie. „Chciałabym mieć Ducha Świętego w moim życiu” - tak mu odpowiedziałam. Kapłan modlił się nade mną. Poczułam w sobie tak intensywną ojcowską miłość Boga, że kolana same ugięły się. Spadłam na podłogę czując w sobie Ducha Świętego. Bóg przedstawił mi całe moje życie przed tym wydarzeniem. Zobaczyłam wiele osób, które mnie kochały i które skrzywdziłam. Dotarło do mnie, że również skrzywdziłam samą siebie. Płakałam wiedząc jak bardzo Bóg mnie kocha pomimo tych lat, kiedy od Niego odeszłam. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że miałam 33 lata. Byłam w wieku, w którym nasz Zbawiciel Jezus Chrystus umarł za nas na krzyżu. Dotarło też do mnie, że miałam 15 lat, kiedy poddałam się pierwszej aborcji. Wtedy byłam w tym samym wieku, co Matka Boska, kiedy urodziła naszego Zbawiciela.
Od tamtej mszy świętej o uzdrowienie nastąpiło nawrócenie. Moje życie nie było już piekłem na ziemi. Odkryłam niekończącą się i nieogarnioną miłość Jezusa Chrystusa, która jest tak intensywna, że nie da się jej opisać. Od tamtego dnia uczestnictwo we mszy świętej stało się częścią mojego życia. Jednak w tym wszystkim pojawił się ten problem – przez piętnaście lat nie byłam do spowiedzi. Chociaż czułam w sobie wielki strach to zebrałam się na odwagę, aby wyspowiadać się z moich grzechów. Wybrałam się na konferencję o Najświętszej Maryi Pannie, która odbyła się w Denver. Tam podczas przerwy na kawę poznałam księdza Ken'a Roberts'a. Powiedziałam mu, że nie byłam do spowiedzi przez 15 lat i nie wiedziałam, kto mógłby mnie wyspowiadać. Ksiądz powiedział, że może zrobić to teraz. Jednak powiedziałam mu, że nie pamiętam Dziesięciu Bożych Przykazań. Dla tego księdza to nie była przeszkoda. Przypomniał mi je podczas spowiedzi. Po otrzymaniu rozgrzeszenia uczestniczyłam we mszy świętej, podczas której przystąpiłam do Komunii Świętej. Po przyjęciu Najświętszego Sakramentu doświadczyłam wielkiej miłości w moim sercu. Od tamtej pory nie chodzę już do kościoła tylko dlatego, że matka tak chce. Uczęszczam na mszę bo chcę być blisko Jezusa Chrystusa. Mój Zbawiciel traktuje mnie jak swoją ulubioną owieczkę lub jak dziecko, za którym tęsknił przez taki długi czas. Wszystko co muszę zrobić, to poddać się Jemu. Pozwoliłam, aby Jego moc mnie ogarnęła i tym samym Bóg kocha mnie tak, jak tego bardzo chciałam. Jeśli doświadczycie miłości Boga to nigdy nie zapragniecie taniej namiastki miłości, jaką oferuje wam Diabeł. Doświadczyłam nawrócenia, które sprowadziło mnie z powrotem na drogę prawdy, uzdrowienia i samoopanowania.
Nauczyłam się, że kobiety i mężczyźni, którzy cierpią z powodu dokonanej aborcji, potrzebują wielu lat, aby wyleczyć ten ból. Przez dziewięć tygodni uczęszczałam na rekolekcje Project Rachel. Podczas tych spotkań nazwałam moje dzieci, które zginęły w wyniku aborcji: Theresa Ann i Luke Benjamin. Jestem im winna przeprosiny za samolubne decyzje i styl życia, jaki wybrałam. Chciałabym je teraz przytulić i powiedzieć im, że jest mi bardzo przykro. Mój syn Michael także cierpi z powodu aborcji moich dzieci. Często mnie pyta dlaczego jemu pozwoliłam żyć, a jego brata i siostrę zabiłam. Do dzisiaj nie potrafię odpowiedzieć mu na to pytanie. Mój syn jest częścią mojej drogi do świętości. Uczy mnie, abym nie była samolubna. Bardzo liczę się z jego zdaniem. On jest jedną z kilku osób, które słucham. Mój syn poprosił mnie, abym rzuciła palenie mimo że paliłam od trzydziestu trzech lat. Myślałam, że potrzebny byłby cud, abym rzuciła palenie. Ksiądz Vince Rogers, mój opiekun duchowy i przyjaciel, modlił się nade mną o uzdrowienie. Po raz kolejny poczułam, że rozerwały się we mnie kajdany zgorzkniałości, braku nadziei na przebaczenie i urazy. Po tym uzdrowieniu rzuciłam palenie. Skoro mój syn może doprowadzić mnie do uzdrowienia i bezinteresownej miłości to pomyślcie sobie, co dwoje dzieci mogłyby zrobić. Gdybym przetrwała ten okropny okres, urodziła i wychowała trójkę dzieci to jestem przekonana, że Bóg zatroszczyłby się o mnie. Jednak teraz muszę iść naprzód i tym co mogę zrobić to podzielić się z innymi tą prawdą: życie zaczyna się od poczęcia i trwa do naturalnej śmierci.
Bóg zabrał ode mnie całe zło, jakie popełniłam i uczynił mnie świadectwem, które może pomóc innym. Bóg sprawił, że bez końca modlę się przed klinikami aborcyjnymi o delegalizację aborcji. Pamiętam piętnastą rocznicę mojego uzdrowienia z uzależnienia od narkotyków i syndromu postaborcyjnego. Wtedy było triduum przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego i dzień przed Dniem Matki. Tamtego dnia modliłam się przed tą kliniką aborcyjną, w której poddałam się pierwszej aborcji. Tego dnia ksiądz biskup Robert W. Finn i ksiądz arcybiskup Joseph F. Naumann stali obok mnie i modlili się razem ze mną o delegalizację aborcji. Jestem Bogu wdzięczna za to, że stałam się narzędziem Jego miłości i miłosierdzia.
Kiedy myślę sobie o Matce Bożej to uświadamiam sobie, że ludzie też myśleli, że jest niezamężną kobietą w ciąży. Byli gotowi rzucać kamienie na nią, ale Bóg troszczył się o Nią. Matka Boska nie pomyślałaby nawet o dokonaniu aborcji. To nie była dla Niej żadna alternatywa. Dzięki temu, że urodziła naszego Zbawiciela mam szansę na Niebo. Bez Jej odwagi i „Tak”, które powiedziała Bogu, nie byłoby żadnej nadziei i sensu następnego dnia. Jednak my wszyscy mamy cel w życiu i nie ma znaczenia czy urodziliśmy się w pobożnej rodzinie katolickiej, czy przez niezamężną matkę, czy przez matkę, która była uzależniona od narkotyków. Bóg ma cel dla każdego z nas w tym życiu. Jesteśmy Jego dziećmi. Wydaje mi się, że Bóg chce, abym podzieliła się z innymi moim świadectwem po to, aby ocalić Jego dzieci przed złem jakim jest aborcja.
Jest mi bardzo przykro z powodu aborcji dwójki dzieci, które miały cel w życiu. One modlą się za mnie i za was, a także o to, aby więcej dzieci nie umierało w wyniku aborcji. Proszę odmawiajcie różaniec w intencji dzieci nienarodzonych.
Niech was Bóg błogosławi.
Sharon Echols
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Źródło:http://www.silentnomoreawareness.org/testimonies/testimony.aspx?ID=1578