Na przestrzeni zaledwie kilku tygodni wirus COVID-19 zmienił nasze życie nie do poznania. W dobie takiego zagrożenia oczekujemy solidarności i podjęcia odpowiednich środków zaradczych. Skupiając się na walce z zarazą nie dostrzegliśmy jednak tych, którzy próbują wirusa wykorzystać by odebrać nam konstytucyjne wolności. I to pod pozorem stawienia czoła zagrożeniu.
W nastrojach euforycznych polski parlament przyjął specustawę z dnia 2 marca br. Okrzyknięto ją narzędziem do walki z koronawirusem, godząc się na zawarte w niej postanowienia, przy zastrzeżeniach ze strony ledwie garstki posłów. Tempo prac uniemożliwiło jakąkolwiek rzeczową debatę, forsując akt w prawie niezmienionym kształcie.
Postanowienia związane z wirusem COVID-19 przede wszystkim przyznają nowe uprawnienia wojewodom oraz premierowi. Próżno szukać jednak listy tych uprawnień, gdyż… ich dookreślenie pozostawiono samym zainteresowanym! Zgodnie z ustawą nabywają oni odpowiednio prawo wydawania dowolnych poleceń zarówno organom administracji, państwowym osobom prawnym, ale też zwykłym osobom prawnym, czy nawet dowolnym przedsiębiorcom. Pomimo deklarowanego wydania tych przepisów dla przeciwdziałania wirusowi mogą one zostać z powodzeniem użyte do nakazania lub zakazania czegokolwiek – byle tylko organ subiektywnie uznał, że polecenie wydaje dla zwalczania lub przeciwdziałania wirusowi. Takie polecenia nie wymagają przy tym nawet uzasadnienia, co tym bardziej uzależnia je wyłącznie od woli i fantazji danego urzędnika.
Ustawa wprowadza nie tylko przepisy czasowe (na 180 dni), dedykowane COVID-19, ale też ingeruje w zwykły porządek prawny. Gdyby więc ktoś się łudził, że po wygaszeniu wirusa wszystko wróci do normy, to spieszę aby wyprowadzić go z błędu. Ustawa na stałe wprowadza jeszcze dalej idące rozwiązania. Odpowiednich inspektorów sanitarnych wyposażono np. w prawo wydawania decyzji wobec każdego już podmiotu prywatnego, przy pomocy której mogą oni „podjąć określone czynności zapobiegawcze”. Lista wskazująca zakres przyznanych uprawnień jest otwarta i zostajemy w tym względzie pozostawieni na pastwę urzędniczej wyobraźni. Termin na wniesienie odwołania skrócono do dwóch dni, sama decyzja nie wymaga uzasadnienia, może zostać wydana w formie ustnej i oczywiście uzyskuje automatyczny rygor natychmiastowej wykonalności. Wystarczy, że urzędnik uzna istnienie „niebezpieczeństwa” szerzenia się jakiegoś zakażenia lub choroby zakaźnej.
Miłośników Konstytucji, czy podstawowych praw i wolności obywatelskich pozwolę sobie odesłać do opinii opracowanej na temat tej ustawy przez Fundację Ad Arma. Ilość związanych z tym naruszeń jest bowiem tak duża, że ciężko byłoby zmieścić je w publicystycznej formie. Warto więc jeszcze przeczytać o zasadach kwarantanny, podkopaniu fundamentów wręcz ustrojowych, czy możliwości ograniczania konstytucyjnych praw i wolności obywateli przy pomocy zaledwie… rozporządzeń władzy wykonawczej.
Na koniec zwrócić warto uwagę na zmianę sposobu wykorzystania Sił Zbrojnych RP. Zgodnie z nowymi przepisami wprowadzonymi na stałe, można ich użyć do zabezpieczenia dowolnych zadań, o których powyżej była mowa. Wszystko zaś przy zlekceważeniu dotychczasowych procedur i planów na wypadek sytuacji kryzysowych.
Niech więc nikt się nie zdziwi, jeżeli – po opadnięciu już kurzu po harcach wirusa COVID-19 – okaże się, że jego samochód (bez uzasadnienia, ustnie, w trybie natychmiastowym, a może i w asyście dwóch uzbrojonych żołnierzy) zostanie mu odebrany przez urzędnika, dla zażegnania „niebezpieczeństwa” szerzenia się jakiejś wybranej choroby zakaźnej. Orzec można bowiem de facto cokolwiek. Zabór rzeczy to przy tym jedno z mniejszych zagrożeń, bo łatwo można wyobrazić sobie chociażby zakaz opuszczania domostwa w czasie np. wyborów, czy obowiązek wygłaszania przez dowolnie wskazane media – oczywiście dla zwalczania potencjalnego „niebezpieczeństwa” – określonej treści komunikatów. Wprowadzone przepisy umożliwiają zablokowanie Internetu, zakaz używania gotówki, zakaz prowadzenia określonej działalności gospodarczej.
Od wprowadzenia ustawy z 2 marca już nie mamy praw obywatelskich, które nie byłyby zagrożone przez wszechwładzę urzędników. Wszystko oczywiście dla naszego dobra. Tak w ciągu 30 lat zatoczyliśmy krąg i znów obudziliśmy się w państwie demokracji ludowej, gdzie o wszystkim decyduje nomenklatura.
Jacek Hoga
Fundacja Ad Arma