Doktryna Parucha była wcielana w życie przez dwa lata. Spójrzmy na jej skuteczność. W skrócie: prof. Paruch twierdził, że PiS ma poparcie twardego elektoratu, a musi rozszerzyć swą bazę o elektorat miękki, który jest zmęczony wrzaskiem opozycji. Jeśli obecnie zaniechamy reform, to wrzasku nie będzie i ludzie masowo zagłosują na PiS, co da znaczącą przewagę w Sejmie i wtedy sobie przypomnimy o programie zmian.
Wielu wymądrzało się, iż trzeba zrezygnować z reform, by uzyskać większość konstytucyjną. W konsekwencji zamiast reform systemowych otrzymaliśmy transfery socjalne, które jednak bez owych reform muszą prowadzić do podwyżki podatków zwanych opłatami (ostatni pomysł: podatek cukrowy).
A teraz rezultaty i konsekwencje. Wprawdzie kapitulacja na wszystkich polach powiodła się znakomicie, ale wrzask nie ustał, co wielu przewidywało od początku. Przeciwnik został wzmocniony, poczuł się bezkarnie i jest przekonany, że może niszczyć państwo bez żadnych konsekwencji dla siebie. Wszystko zresztą przemawia za tym, że ma rację. Twardy elektorat poczuł się oszukany i nie zmobilizował się, o czym świadczą wyniki wyborów parlamentarnych na ścianie wschodniej. Zjednoczona Prawica nie zdobyła ani jednego mandatu więcej, PiS stał się zakładnikiem partii Jarosława Gowina, a także utracił Senat, który używany jest jako forum propagandy antypaństwowej. Co gorsza, część rozczarowanych zasiliła partię rosyjską. Konfederacja wabiła różnymi hasłami, nawiązując do niespełnionych obietnic, by wepchnąć swych sympatyków, zwłaszcza nastawioną patriotycznie młodzież, pod skrzydła Rosji i rozpętywać antyamerykańskie i prorosyjskie kampanie.
O prof. Paruchu wszyscy już zapomnieli, ale skutki nieżyciowych teorii pozostały.
Dr Jerzy Targalski