Czy Apokalipsę św. Jana trzeba brać dosłownie?

Jak każdą poezję, Apokalipsę należy czytać dosłownie w tym sensie, że uwagę trzeba poświęcić każdemu słowu. Jednak taka lektura poezji nie wystarcza, by uchwycić jej sens, przesłanie. Apokalipsa jest wizją poetycką, co nie oznacza, że jest to efekt wolnej gry wyobraźni. Poprzez nią autor chce przekazać swym czytelnikom treść, która mogła być dla nich zrozumiała i miała wielkie znaczenie. Gdyby mówił rzeczy nieistotne czy niezrozumiałe, jego tekst zaginąłby, nie czytano by go z zainteresowaniem przez prawie 20 stuleci. Jednak musimy pamiętać, że jest to tekst, którego odbiorcy żyli w określonej sytuacji kulturowej: obchodziły ich konkretne problemy, czytali konkretne teksty, wypowiadali się w konkretny sposób. Musimy więc wejść w ich świat, żeby przysłuchiwać się temu, co mówi do nich autor Apokalipsy, ze zrozumieniem. Czytelnicy lub słuchacze Apokalipsy, ponieważ była ona przeznaczona raczej do wspólnej lektury na zgromadzeniu liturgicznym, mieli dwa zasadnicze punkty odniesienia. Pierwszym z nich była ich wiara w Jezusa Chrystusa - Syna Bożego i sędziego świata. Drugim - bogactwo tekstów religijnych, jakie zrodził judaizm, z którego wyrosło chrześcijaństwo. Autor Apokalipsy chciał pokazać swym odbiorcom, że święte pisma judaizmu nie straciły swej wartości, ale dopiero w odniesieniu Jezusa Chrystusa da się je właściwie zrozumieć. Wspólnota czytająca Apokalipsę ma do rozwiązania przede wszystkim problem religijny: jak pogodzić wierność judaizmowi z jego konsekwentną wiarą w jedynego Boga oraz wiarę w bóstwo Jezusa.

Czy strach przed końcem świata jest uzasadniony?

Czego się boimy? Jeżeli tego, że stracimy ten świat, w którym żyjemy, to powinniśmy się bać, bo on przemija. Świat mojego dzieciństwa już nie istnieje. Został zabudowany innymi budynkami, zasadzony innymi drzewami. Żyją tam inni ludzie. Czy to źle? Pewnie źle by było, gdyby pozostał on taki, jak 40 lat temu. Tego też można by się obawiać. To, co przemijalne, przemija. Musimy się z tym jakoś uporać, bo nie zmienimy natury świata żadnymi sztuczkami, tak jak postęp medycyny nie da człowiekowi nieśmiertelności, a więc nie uwolni go od strachu przed śmiercią. Lęk, jaki budzi w nas fakt przemijania, można spychać poza krąg naszej świadomości, a można mu stawić czoła i pytać siebie, jakie są dla nas źródła nadziei w przemijającym świecie, jaki jest sens tego naszego istnienia, które prędzej czy później dobiegnie kresu. Wiara religijna nie jest ucieczką od tego lęku i nie chroni przed nim, ale pomaga szukać nadziei i sensu przemijającej doczesności.

W Apokalipsie jest też mowa o przyszłym świecie - Nowej Jerozolimie. Jak będzie ona wyglądała? Św. Jan opisuje ją bardzo barwnie.

Tyle że nie należy tych opisów brać dosłownie. Te bogactwa, drogie kamienie, to nic innego jak symbol: tak cenne rzeczy, jakimi są na ziemi dla wielu klejnoty, będą dla nas - w wymiarze duchowym - nieustanną rzeczywistością. Pan Jezus był bardzo powściągliwy, kiedy mówił o szczęściu, które na nas tam czeka. Pozostawił takie wyrażenia, jak „dom Ojca”, „przy Moim stole” - bardzo skąpe opisy.

Apokalipsa mówi więcej, ale też niewiele. W końcowych fragmentach są dwie wizje niebiańskiej Jerozolimy. „Jeruzalem czasów mesjańskich”, która pojawia się jako druga, jest tak naprawdę wprowadzeniem, a początek rozdz. 21: „Nowe stworzenie - Jeruzalem Niebiańskie” to - krótko mówiąc - sedno, wizja nowego nieba i nowej ziemi, przyszłości, która nas czeka. I to trzeba, oczywiście symbolicznie, ale jednak odbierać jako rzeczywistość. Tak będzie: przemieniony kosmos, przemieniona ziemia.

W Nowej Jerozolimie św. Jan nie zauważył świątyni.

W Ap 21,22 czytamy: „a świątyni nie ujrzałem w niej (bo Jeruzalem jest w grece, podobnie zresztą jak i hebrajskim, w rodzaju żeńskim, dzięki czemu łatwiej porównać je do kobiety, małżonki Baranka), Pan bowiem, Bóg Wszystkodzierżca [Pantokrator], jest jej świątynią i Baranek”. Mowa tu o świątyni, nie o kościele. Świątynia to miejsce, które jest pałacem bóstwa, miejscem tylko dla niego przeznaczonym. Z ludzi ma tam dostęp tylko kapłańska służba bóstwa, „interesanci” wpuszczani są wyjątkowo. Kościół to miejsce, gdzie gromadzi się wspólnota, to jej dom przeznaczony do sprawowania nabożeństw. Podobnie zresztą jest z synagogą czy meczetem, bowiem świątynia w sensie ścisłym istnieje tam, gdzie obecność boga jest zmaterializowana w wizerunku lub symbolu, którego kult ma charakter posługiwania bóstwu (mycia go, karmienia, ubierania, występów artystycznych ku jego czci lub przyjemności). Kościół bierze swą nazwę od greckiego słowa ekklesia. Autor Apokalipsy był tego zdania, że to, co jest rzeczywistością ostateczną, to wspólnota Boga z ludźmi (Ap 21,3), a nie świątynia. Tak więc tekst, o którym mówimy, nie mówi o kościołach, synagogach czy niczym takim. Można powiedzieć, że w Nowej Jeruzalem wszystko jest wspólnotą Boga z ludźmi, a więc Kościołem.

Echo Katolickie 42/2009