Pierwsza część meczu absolutnie nie zwiastowała tego wszystkiego, co działo się w drugiej odsłonie spotkania rozgrywanego w obecności ponad 47 tysięcy widzów na Estadio do Dragao w Porto.

W pierwszych 45 minutach Portugalczycy na dobrą sprawę nawet nie zagrozili poważnie bramce strzeżonej przez Marcina Bułkę, za to Biało-Czerwoni kilkukrotnie groźnie zapuszczali się pod bramkę rywali.

Do szatni oba zespoły schodziły z bezbramkowym remisem, a polscy kibice mogli być pełni nadziei, bo zespołem lepszym i groźniejszym mogli wydawać się w tej odsłonie podopieczni Michała Probierza.

Jednak od początku drugiej połowy, zobaczyliśmy już tę właściwą Portugalię i był to niestety seans bardzo bolesny dla piłkarzy oraz kibiców polskiej reprezentacji.

Podopieczni hiszpańskiego szkoleniowca Roberto Martineza potrzebowali zaledwie 28 minut, by strzelić Biało-Czerwonym aż pięć goli!

Strzelanie rozpoczął w 59 minucie znakomicie dysponowany piłkarz włoskiego Milanu Rafael Leao.

W 72 min. z rzutu karnego, po zagraniu ręką w naszym polu karnym Jakuba Kiwiora, podwyższył kapitan Portugalczyków, legendarny już Cristiano Ronaldo.

Trzecie trafienie dołożył w 80 min. gwiazdor Manchesteru United - Bruno Fernandes.

Trzy minuty później podwyższył na 4:0 zawodnik Chelsea Londyn Pedro Neto, a w 87 minucie na 5:0 niezwykle efektownie strzelił ponownie Cristiano Ronaldo.

Na dwie minuty przed końcowym gwizdkiem arbitra honorowe trafienie dla Polaków uzyskał ładnym strzałem zza pola karnego, grający na co dzień w amerykańskiej MLS i przywdziewający tam barwy Real Salt Lake – Dominik Marczuk.

W polskim zespole, tradycyjnie już wyróżniającym się piłkarzem był gracz AS Romy Nikola Zalewski, który przeprowadził w drugiej połowie niezwykle efektowną akcję, ogrywając kilku Portugalczyków.

Niezły występ zaliczył również Bartosz Bereszyński, który niestety jeszcze w pierwszej połowie musiał opuścić boisko z powodu kontuzji.

Na swoim stałym wysokim poziomie grał również kapitan polskiej drużyny Piotr Zieliński, a momentami z niezłej strony pokazywał się też powracający do reprezentacyjnej defensywy Kamil Piątkowski.

Po raz kolejny niestety w narodowych barwach zawiódł nieco między słupkami Marcin Bułka, który na chwilę obecną wydaje się ustępować w hierarchii reprezentacyjnej bramki golkiperowi włoskiej Bolonii - Marcinowi Skorupskiemu.

To była najwyższa do tej pory porażka reprezentacji prowadzonej przez Michała Probierza, która po raz kolejny uzmysłowiła polskim kibicom jak znaczna różnica dzieli Biało-Czerwonych od najlepszych ekip globu, a zarazem postawiła przed nami wszystkimi pytanie, czy ta kadra poczyniła jakiekolwiek postępy i znajduje się na drodze rozwoju.

Już w poniedziałek Polacy zagrają na Stadionie Narodowym w Warszawie mecz ze Szkocją, który zadecyduje o tym, czy uda nam się przedłużyć szanse na pozostanie w elicie Ligi Narodów.

W przypadku remisu, to Szkoci zajmą ostatnie miejsce w naszej grupie i spadną o poziom niżej. Porażka natomiast zepchnęłaby Polaków do drugiej ligi europejskiej.