Tylko w połowie kwietnia pracę w naszym kraju straciło już 30 tys. osób. Przede wszystkim w branżach, które zostały sparaliżowane w wyniku pandemii koronawirusa, takich jak turystyka, hotelarstwo, gastronomia. To koniec rynku pracownika - pisze serwis codzienna.net.
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg przyznała, że nie jest to koniec zwolnień i niedługo dowiemy się jaki jest obraz rynku pracy w wyniku epidemii. Są to prawdopodobnie dopiero pierwsze reakcje rynku pracy, a skala osób, które stracą źródło utrzymania może iść w setki tysięcy.
Warto zauważyć, że dzieje się tak mimo wprowadzenia tarczy antykryzysowej. Być może jednak dzięki temu można mówić o uratowanych etatach. Minister Marlena Maląg uważa, że dzięki rządowym działaniom udało się uratować 1-1,5 mln miejsc pracy. Świadczy o tym liczba wniosków składanych przez przedsiębiorców, która wynosi już 1,6 mln i stale rośnie.
O prawdziwej skali bezrobocia w Polsce będziemy się dowiadywać w ciągu najbliższych miesięcy. Z kraju wyjechało bardzo dużo obcokrajowców, którzy łatali dziurę na rynku, głównie Ukraińców. Dalsze ruchy na rynku zatrudnienia zależą od tego, czy gospodarka szybko wróci do życia.
Może się okazać, że problemy będą większe. Niższe obroty w wielu branżach skłonią pracodawców do zwolnień. Z pewnością pojawią się problemy z płatnościami i płynnością. Wszystkie wymienione czynniki oddziałują niekorzystnie na wskaźnik bezrobocia, który i tak przez ostatnie lata był rekordowo niski.
Wszystko wskazuje więc na to, że rynek pracownika się skończył, a decydujący głos znów będą mieli pracodawcy.
dziennik.pl,codzienna.net