Trzecia Niedziela Adwentu, to tak zwana, Niedziela “Gaudete”, czyli radości z bliskich Świąt Bożego Narodzenia. Wyraża ją kolor różowy, który może być używany dzisiaj w Liturgii. Jest to mieszanka fioletu adwentowego czuwania z przebijającą się bielą Narodzenia Pańskiego. Kościół daje nam na ten dzień do rozważenia fragment z Ewangelii według św. Łukasza. Staje w niej przed nami św. Jan Chrzciciel, który udziela odpowiedzi na pytanie tłumu: “Co mamy czynić?” Jak mówi ewangelista Łukasz: “Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę”. My też rozważamy Dobrą Nowinę i dziś zatrzymajmy się nad postacią Jana Chrzciciela i tym, co ten prorok z pogranicza Starego i Nowego Testamentu nam przynosi.

Co mamy czynić?” – to pytanie padło w tym fragmencie aż trzy razy. Warto więc, by stało się punktem wyjścia do rozważań. Przede wszystkim należy zauważyć, że odpowiedź na to pytanie znajduje się w Ewangelii. Gdy ją otworzymy, to zobaczymy, co powinniśmy czynić, jeżeli chcemy być ludźmi szczęśliwymi, usatysfakcjonowanymi na końcu tym, jak swoje życie przeżyliśmy. Warto sobie także zdać sprawę, że wymagania, które Pan Bóg nam stawia i o których mówi, wcale nie są wygórowane. Tak naprawdę wzywają nas one, tylko i wyłącznie, do przestrzegania norm zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Okazuje się, że tak kiedyś, jak i dzisiaj sprawiają nam one wiele problemów. Nieraz dziwimy się dzieciom, że nie potrafią się między sobą dogadać. Często bywa, że kupując prezent dla rodzeństwa, trzeba kupić jednemu i drugiemu to samo, bo zaraz się okaże, że się pokłócą o korzystanie z tej danej rzeczy. Podobnie jest jednak w świecie dorosłych. Jan dzisiaj mówi: “Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da temu, który nie ma […]”. Podobnie mówi o jedzeniu. Brzmi to dosyć logicznie, ale dopiero wtedy, jak zrozumiemy, zdamy sobie sprawę, że przecież w dwóch sukniach naraz nie jesteśmy w stanie chodzić, podobnie nasz żołądek ma jakieś swoje ograniczenia. Jak więc to jest możliwe, że dzisiaj, w tak niby ucywilizowanym świecie XXI wieku, miliony ludzi wciąż głoduje na ulicach? W czasie, gdy miliardy ton żywności są wyrzucane do kosza. Wcale nie aż taka wielka przepaść dzieli nas od tych ludzi z początków pierwszego tysiąclecia.

Ewangelia jest wciąż aktualna i te sytuacje, które tam znajdujemy, wciąż się powtarzają. Natomiast tegoroczny Adwent przygotowuje nas do Roku Jubileuszowego. Jesteśmy Pielgrzymami Nadziei przez ten czas. Oczekujemy otwarcia Drzwi Jubileuszowych. Popatrzmy więc też na postać św. Jana Chrzciciela w kontekście nadziei. On był głosem wołającym na pustyni, przygotowywał ludzi na przyjście Chrystusa mimo tego, że to przygotowanie trwało długo, bo przecież ludzie przez wieki oczekiwali przyjścia Zbawcy. Wielokrotnie mężczyzna też mógł stracić nadzieję, zwłaszcza wtedy, gdy ludzie zaczęli go uważać za Mesjasza. On nie skorzystał z tej szansy popularności, nie dał się tej fali, która miała wynieść go na piedestał, ale wciąż z nadzieją wyczekiwał tego, który miał przyjść. W dzisiejszej Ewangelii też zapowiada przyjście Chrystusa i mówi o konkretnych znakach, jakie temu przyjściu towarzyszyły. Cały czas ma więc nadzieję na spotkanie ze Zbawicielem. W oczekiwaniu na Rok Jubileuszowy dobrze byłoby Jana Chrzciciela odczytywać jako pielgrzyma i zwiastuna nadziei. Nawet na pustyni, wśród tylu trudności i ludzi, którzy go nie słuchali, głosił nadal “dobrą nowinę”, jak to napisał ewangelista. Wbrew nadziei wierzył nadziei. Jest on więc takim jej apostołem i w tym kontekście w tegorocznym Adwencie dobrze byłoby tę postać odczytywać.

Na pewno Jan Chrzciciel jest też głosem nadziei dla tych najmniejszych, najbardziej bezbronnych, najbiedniejszych. Naszym wielkim chrześcijańskim zadaniem jest to, aby się takim człowiekiem stawać, być człowiekiem nadziei. Do tego wzywa nas, choćby, nasz chrzest. Podobnie jak wtedy ludzie, tak my dzisiaj powinniśmy Pana Boga na każdym możliwym kroku pytać: “Co ja mam czynić?” Ale pytać Jego, a nie wielkich tego świata, internetowych guru. Jeśli otwieramy Pismo Święte, włączamy te niedzielne rozważania, to właśnie po to, żeby od Ojca otrzymać odpowiedź, co ja w moim życiu powinienem uczynić. Mam pewność, że będzie to odpowiedź niezawodna. Może niekoniecznie łatwa do przyjęcia, wymagająca naprawdę wiele, ale niezawodna. Jest to więc ryzyko, które warto podjąć.

To bardzo ważna wskazówka, bo ten kolor różowy nam uświadamia, że święta są coraz bliżej. W te ostatnie dni Adwentu warto się zastanowić, w jaki sposób ja mogę, jak Jan Chrzciciel, dać ludziom nadzieję? Nie trzeba wiele, czasem słowo, podzielenie się posiłkiem, zauważenie potrzebującej osoby, odezwanie się do kogoś, z kim się nie miało kontaktu od miesięcy czy lat w rodzinie lub wśród znajomych. Są to konkretne gesty, bo może ktoś czeka na telefon, naszą kartkę świąteczną, gest miłości. Nie będzie nas on dużo kosztował, a dla kogoś to może być moment przełomowy. Może to być światło nadziei w mroku, tak jak przepowiadanie Jana Chrzciciela było światłem nadziei dla tłumów, które go słuchały na pustyni. One od Jana wracały umocnione nadzieją. Chciejmy te przedświąteczne dni też przeżyć w takim dawaniu nadziei w przededniu Roku Jubileuszowego, w którym mamy się stać pielgrzymami tejże nadziei.

My nieraz szukamy jakichś domów dziecka, spokojnej starości, gdzie moglibyśmy przed jednymi lub drugimi świętami pomóc, wykazać się tym naszym gestem miłosierdzia wobec drugiego człowieka. Bardzo dobrze, że tak robimy. Natomiast może warto czasem popatrzeć na swoje podwórko, wejść piętro wyżej, pogodzić się z mamą, tatą, przeprosić współmałżonka, zatroszczyć się o to, żeby przynajmniej w czasie świąt w sąsiedztwie nie było żadnych sporów. Szukajmy możliwości do spotkania z człowiekiem blisko siebie. Czasem naprawdę nie trzeba wiele, żeby ten świat i czas świąteczny, ale też swoje życie uczynić piękniejszym.

Bycie Pielgrzymem Nadziei nie wymaga dalekiej pielgrzymki, dalekiego wędrowania. Czasem wystarczy odbyć ją za ścianę czy piętro wyżej, niżej. Tam może być człowiek, który tej nadziei będzie od nas potrzebował. Bo łatwo zauważyć potrzebujące dzieci w dalekiej Afryce, domach dziecka, a często nie wiemy, co się dzieje za ścianą w bloku. I może trzeba, żebyśmy tam przynieśli nadzieję, taką, jaką Jan Chrzciciel niósł na pustyni.

Fragment Ewangelii do rozważenia (Łk 3, 10 – 18):

Pytały go tłumy: «Cóż więc mamy czynić?» On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni». Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: «Nauczycielu, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «A my, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie». Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym». Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę”.

ks. Artur Czepiel, ks. Jakub Łabuz | Archidiecezja Krakowska