W Księdze Objawienia (Apokalipsy) św. Jana znajdujemy zagadkową liczbę - sto czterdzieści cztery tysiące. Księga mówi o wielkim tłumie zbawionych, którzy zostali „opieczętowani” pieczęcią Baranka chroniącą ich przed wszelkim niebezpieczeństwem. Jak jednak interpretować tę liczbę? Na pierwszy rzut oka wydaje się być ogromna, gdy jednak wspomnimy na ilość ludzi, którzy przez wieki zamieszkiwali ziemię, perspektywa wydaje się nie być już tak radosna i obiecująca. Czy mamy ją jednak rozumieć dosłownie? W niektórych wspólnotach próbowano tak właśnie do niej podchodzić; robiono nawet konkretne listy z nazwiskami wyznawców - „pewniaków” do zbawienia. Czy taki jednak jest sens? Skąd się wzięła ta liczba?
Świat semicki, gdzie tworzyła się cała tradycja biblijna, wręcz kochał się w liczbach i ich symbolicznym znaczeniu. Dwanaście było liczbą szczęśliwą, pełną, doskonałą; nieprzypadkowo więc na Izrael składało się „dwanaście pokoleń” - czyli jakby rodów, od dwunastu synów Jakuba. Zauważmy, że i Jezus wybiera dwunastu apostołów, by ukazać, że oto tworzy się nowy lud Boży.
Dwanaście razy dwanaście to sto czterdzieści cztery, a jeśli to wszystko pomnożymy tysiąckrotnie otrzymamy liczbę z Apokalipsy. Skąd wiemy, że tak ją należy interpretować? Bo sama Księga mówi o dwunastu tysiącach „opieczętowanych” z każdego pokolenia. Jak więc należy tę liczbę rozumieć? Jako wielki, wręcz niepoliczony tłum; ciekawe, że konkretna liczba oznacza niepoliczony tłum. Tak więc przekaz jest prosty - nieskończenie wielka liczba zbawionych stanie przed Panem w dniu ostatecznym; niezliczenie wielu będzie tych, którzy „wybielili swe szaty we krwi Baranka”. Podobne rozumienie liczby zbawionych sugerują nam słowa wypowiedziane przez Jezusa tuż przed Jego wniebowstąpieniem. „W domu mego Ojca jest mieszkań wiele; gdyby tak nie było, to bym wam powiedział.”
Zwróćmy jednak uwagę, jak na wspomniane na początku pytanie odpowiada sam Chrystus. Zachęca On do „wchodzenia przez ciasne drzwi”, do zmagania się o prawo wstępu do królestwa Bożego. Bo wielu będzie takich, którzy będą chcieli wejść, którzy nawet będą się powoływać na znajomość z Jezusem; nie będą jednak mogli zasiąść przy stole królestwa. Te słowa wydają się być kontynuacją wypowiedzi (z zupełnie innego miejsca Ewangelii) o tym, że „królestwo niebieskie gwałt cierpi i gwałtownicy je zdobywają”. Tak więc pytanie o liczbę zbawionych wykorzystuje Chrystus do zwrócenia naszej uwagi na o wiele ważniejszą kwestię. Zdaje się On mówić - nie tyle się martwcie o to, ilu będzie zbawionych, co raczej róbcie wszystko, co w waszej mocy, by w tej liczbie się znaleźć.
Bo, jak się okazuje, nie wystarczy słyszeć o Jezusie, nie wystarczy, by nauczał na naszych ulicach, nie wystarczy nawet z Nim jadać i pijać. Wszystko to nie będzie miało najmniejszego znaczenia, jeśli będziemy się dopuszczali niesprawiedliwości. I tu następuje, jak mi się wydaje, bardzo ciekawy opis charakteru kar piekielnych - jest mowa o płaczu i zgrzytaniu zębów na widok tych, którzy z bardzo daleka przybyli i zasiedli za stołem uczty królestwa. Widzieć szczęście i radość innych, mieć świadomość, że można było tam być, ale się tam nie jest przez własne zaniedbanie, na własne jakby życzenie; na dodatek mieć świadomość, że to się nigdy nie zmieni. „Porzućcie wszelką nadzieję” - chce się powtórzyć słowa z „Boskiej komedii” Dantego.
My też nie pytajmy o liczbę; raczej starajmy się sami wejść do królestwa niebieskiego i innym w tym wejściu dopomóc.
Ks. Aleksander Herba