Fronda.pl: Czas Świąt Bożego Narodzenia sprzyja zastanowieniu się nad swoją wiarą i katolicką tożsamością. Jesień 2023 roku przyniosła wiele tematów do refleksji w tym zakresie. Upublicznionymi w przeddzień rozpoczęcia Zgromadzenia Synodu Biskupów dubiami pięciu kardynałów rozpoczął się okres dużego zamieszania w Kościele, który zwieńczyła publikacja deklaracji Fiducia supplicans. Autorzy tego dokumentu posłużyli się wyjątkową ekwilibrystyką, aby przekonać, że nic nie zmienia się w nauczaniu Kościoła na temat homoseksualizmu. Co jednak ten dokument w rzeczywistości oznacza dla podejścia Kościoła do związków homoseksualnych?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Istotnie, zgadzam się z Panem w pełni, że trzeba odczytywać ostatni dokument jako konsekwencję pewnego ciągu zdarzeń. To najpierw Dubia kardynałów - 5 pytań skierowanych do papieża, na które tym razem (w przeciwieństwie do dubiów dotyczących Amoris laetita) papież udzielił odpowiedzi. Nie były one satysfakcjonujące, stąd też kardynałowie ponowili swoje pytania doprecyzowując je m.in. w jednej z kwestii, nas tutaj interesującej. Napisali wyraźnie: „obawiamy się, że błogosławienie par jednopłciowych może rodzić zamieszanie w każdym przypadku, nie tylko dlatego, że może sprawić, iż będą się one wydawać czymś analogicznym do małżeństwa, ale także dlatego, że akty homoseksualne byłyby praktycznie przedstawiane jako dobro, a przynajmniej jako możliwe dobro, o które Bóg prosi ludzi podążających ku Niemu”. Ponowione wątpliwości nie doczekały się odpowiedzi papieskiej i z brakiem tej odpowiedzi rozpoczął się Synod o synodalności, który jak wiemy, stanowi na tyle zróżnicowane gremium pozbawione hierarchiczności, że równo uprawnione są w nim głosy ortodoksyjne i te, które głoszą poglądy radykalnie wręcz sprzeczne z Tradycją Kościoła. Wreszcie pojawia się dokument nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary, ale sygnowany przez samego papieża, który wpisuje się w ten brak jednoznaczności. Stąd pojawiają się głosy komentatorów, którzy aprobują ten dokument jako zgodny z nauką Kościoła. Bowiem papież kilkakrotnie potwierdził w nim, że nie ulega zmianie nauka na temat małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Nietrudno jednak dostrzec, że w tej samej mierze co to potwierdzenie, dokument nie zawiera jednoznaczności w kwestii, o którą pytało 5 kardynałów – to znaczy sugestii, że związki homoseksualne mogą się wydawać analogiczne (choć nie tożsame z małżeństwami) oraz że same akty homoseksualne zostają uznane za dobro. Ta sytuacja pogłębia istniejącą dezorientację moralną w Kościele katolickim i niewątpliwie stanowi przyczynek do poszerzania się szczeliny pęknięcia jedności wewnątrz samego Kościoła.

Przed publikacją Fiducia supplicans kard. Fernández odpowiedział na pytania kard. Duki oświadczając, że słuszna jest interpretacja Amoris Laetitia, wedle której osoby rozwiedzione mogą na pewnych warunkach przystępować do Komunii Świętej, nawet jeśli w ponownych związkach nie zachowują wstrzemięźliwości. Teraz okazuje się, że mogą również w jakiś sposób zostać pobłogosławione w tych związkach. Utrzymywanie doktryny o nierozerwalności małżeństwa w Kościele katolickim ma jeszcze jakiś sens? Te nowe okoliczności nie czynią z niej jakiejś wydmuszki, czegoś „tylko na papierze”?

Wydaje mi się, że właśnie w obecnej sytuacji trzeba szczególnie mocno utrzymywać i podtrzymywać doktrynę o nierozerwalności małżeństwa w Kościele katolickim. Kiedy przyjrzymy się działaniom urzędów watykańskich nietrudno dostrzec, że stosują one bardzo charakterystyczną metodę. Jak już wspomniałem, nie odrzucają całkowicie doktryny katolickiej, ale sposób jej interpretacji i realizacji (co w praktyce oznacza sposób jej odrzucenia) zostawiają sumieniom poszczególnych duszpasterzy, magicznemu „rozeznaniu”, zrelatywizowanej sytuacji… Oczywiście wynika to z tak zwanego „paradygmatu duszpasterskiego”, który w gruncie rzeczy usiłuje przekonać uczniów Chrystusa, że zasady ewangeliczne dane nam przez Pana stanowią … normy utrudniające realizację życia wiary. A zatem trzeba odrzucić ortodoksję na rzecz ortopraksji. Stąd banalizacja doktryny. Stąd podważanie autorytetu św. Jana Pawła II. Stąd proklamowanie swoistej nieomylności w kwestiach moralności poszczególnych duszpasterzy i osób świeckich. Trzeba powiedzieć, bardzo stanowczo, że w tej konfrontacji tradycji i tradycyjnego Magisterium Kościoła z poglądami błędnych sumień wynika jedno - trzeba trwać wiernie przy Prawdzie i starać się pomóc błądzącym w powrocie do Prawdy.

„Niekiedy wypracowane przez nas kategorie antropologiczne nie są wystarczające do ogarnięcia złożoności elementów wynikających z doświadczenia lub wiedzy naukowej” – brzmi najczęściej cytowany fragment sprawozdania z październikowego Zgromadzenia Synodu Biskupów. Zdanie to odnosi się do kwestii związanych z tożsamością płciową. Wkrótce po zakończeniu pierwszej sesji Synodu ukazał się dokument Dykasterii Nauki Wiary, który dopuścił pod pewnymi warunkami osoby transseksualne do zostania rodzicami chrzestnymi. Te wydarzenia możemy odczytywać jako pójście przez Kościół na kompromis z ideologią gender?

Myślę, że to zdanie powinno przejść do historii nie tylko nauki teologii, ale metodologii nauk jako wyraz absurdu. Może formułując tę ocenę mniej ostro - chciałbym się zapytać autorów tej tezy o jakich doświadczeniach mowa? Czy o doświadczeniach, które przeprowadzał Alfred Kinsey wśród osadzonych za przestępstwa seksualne, czy o doświadczeniach Johna Moneya z braćmi Reimerami, którzy obaj zginęli śmiercią samobójczą, czy o doświadczeniach nastolatków, którzy kilka lat temu ubiegali się w sieci klinik Travistock w Wielkiej Brytanii o dokonanie operacji „zmiany płci”, a dzisiaj – okaleczone - sądzą te kliniki? O jakiej wiedzy naukowej jest mowa w tym tekście?

Wydaje mi się, że to zdanie idzie dalej w koncepcji „naukowego genderyzmu” niż niedawne oświadczenia Francuskiej Akademii medycznej czy Instytutu Karolinska w Szwecji, które wyraziły swój znaczący sceptycyzm wobec skali problemów tak zwanej „transpłciowości”. Oczywiście nie zaprzeczam temu, że istnieją zjawiska zaburzeń orientacji seksualnej czy tożsamości seksualnej. Są to zjawiska znane od lat, które wymagają niewątpliwie terapii służącej pomocy danemu człowiekowi. Trudno jednak uznać iluzoryczną zmianę cech płciowości za terapię. Kościół powinien zabierać w tej kwestii stanowisko bardzo jednoznaczne choćby takie, jak wyraził to w 2021 r.  biskup diecezji Arlington Michael F. Burbidge w dokumencie zatytułowanym: „Katecheza o osobie ludzkiej i ideologii gender”

Za wejście w pewien kompromis ze światem i sojusz z jego globalnymi elitami część komentatorów uznała także ogłoszenie adhortacji Laudate Deum. Jak ocenia Ksiądz Profesor drugi dokument Franciszka poświęcony ekologii. Ojciec Święty słusznie wychodzi naprzeciw problemom współczesnego świata, czy tutaj również powinno nas coś niepokoić?

Zdumiewającym dla mnie osobiście jest relatywizm moralny ujawniany w dokumentach Kościoła w kwestiach tak pryncypialnych jak małżeństwo, płciowość ludzka, tożsamość ludzka, a zarazem ujawniany paralelnie dogmatyzm w kwestiach, w których Kościół nie ma kompetencji do takiego stylu wypowiedzi. W kwestii na przykład ekologicznych czy klimatycznych. Już przy okazji Laudato si zwracano uwagę, że jednym z głównych doradców papieża w tych kwestiach jest Hans Joachim Schellnhuber, mianowany zresztą przez Franciszka członkiem Papieskiej Akademii Nauk, niemiecki agnostyk, gorący propagator walki z globalnym ociepleniem. Rzecz w tym, że prof. Schellnhuber wypowiadał się niegdyś, iż powstrzymanie globalnego ocieplenia oznacza konieczność cofnięcie się do poziomu przedindustrialnego. A takie cofnięcie oznacza w konsekwencji znaczącą, wręcz radykalną redukcję liczby ludności. Nietrudno dostrzec, że wiele odłamów ekologicznych, zwłaszcza tak zwanej ekologii głębokiej ma charakter wybitnie depopulacyjny.

Dodatkowo Encyklika Laudate Deum, podobnie jaki Fratelli tutti, istotnie wpisuje się w pewne niepokojące sugestie dotyczące niezbyt spójnych z tradycyjną katolicką nauką społeczną poglądów na temat własności prywatnej czy innych kwestii społecznych. Obecność przedstawicieli Watykanu na konferencjach, na których prezentowane są poglądy na temat Wielkiego Resetu i brak reakcji na te koncepcje może ten niepokój pogłębiać.

W październiku papież Franciszek ogłosił jeszcze adhortację C’est la confiance. Na łamach portalu PCh24.pl red. Paweł Chmielewski ocenił, że to dokument rewolucyjny, bo sprawia, iż „katolicyzm, w którym istniały jasne normy dotyczące moralności, znika na naszych oczach”. Papież Franciszek usankcjonował w Kościele relatywizm moralny? Rzeczywiście ten pontyfikat wyznacza Kościołowi kierunek, którego celem jest odejście od jasnych zasad moralnych i pozostawienie sumieniu każdego katolika z osobna ocenę tego, co jest dobre, a co złe?

Papieski dokument kryje w sobie pewien urok związany z odsłonieniem duchowości świętej Teresy z Lisieux. Jej zaufanie Bożemu miłosierdziu ma niewątpliwie znamiona heroiczne i godne naśladowania. Ale to zaufanie wpisane było w jej codzienne życie naznaczone rygorem moralnym, wiernością zasadom życia chrześcijańskiego i życia zakonnego. Ten element zasad po raz kolejny zostaje w tym dokumencie zmarginalizowany czy wręcz pominięty. Wszystko to w imię owej opcji miłosierdzia, która jednak ignoruje prawdę o grzechu i prawdę o konieczności nawrócenia. Niestety szereg papieskich dokumentów zdaje się banalizować czy wręcz kwestionować obiektywne normy moralne, odrzucając ich absolutyzm, a wprowadzając wiernego na teren relatywizmu moralnego. Dyktatura relatywizmu, z którą tak kategorycznie walczył papież Benedykt XVI, niestety zdaje się, że zadomowiła się dzisiaj w Kościele.

Najpewniej czeka nas w najbliższym czasie w Polsce dyskusja o jakiejś formie cywilnego uregulowania związków homoseksualnych. Można się spodziewać, że nowa deklaracja Dykasterii Nauki Wiary zostanie w tej dyskusji wykorzystana przez zwolenników związków partnerskich. Będziemy słyszeć, że nawet papież Franciszek zgodził się na błogosławienie par homoseksualnych, a polską prawicę to oburza. Jakie stanowisko wobec takiej propozycji powinien zająć uczestniczący w życiu politycznym katolik i jak to stanowisko może uzasadniać?

W tej kwestii myślę, że pewną pomocą może być to, co nam tak doskwiera - mianowicie całkowita niejednoznaczność wypowiedzi papieskich. Skoro ta niejednoznaczność jest i można ją interpretować ambiwalentnie, to trzeba sięgnąć po te dokumenty Kościoła, które nie zostały podważone, bo nie mogą zostać anihilowane, a które zawierają jednoznaczną wykładnię ocen w tym zakresie. To nauczanie zawarte jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego w sposób syntetyczny, a rozbudowane w dokumentach i wypowiedziach wielkich papieży niedawnej przeszłości: św. Pawła VI, św. Jana Pawła II i papieża Benedykta XVI. Zawsze warto sięgać do Mistrzów.