Donald Tusk w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" poruszył duchowe kwestie. Były premier stwierdził m.in. że pójdzie.. do nieba, a trafi tam za „drugą odbudowę Polski po wojnie”.
Tusk zapytany o to, czy pójdzie do nieba czy do piekła odpowiedział, że „oczywiście, że do nieba. Tak sądzi moja córka. Syn – nie wiem, bo czasem się spieramy” – stwierdził. I podawał przykłady tego, za co ma trafić do nieba.
„Tyle tego... Żartuję. Ale jak lecę do Polski i samolot kołuje nad Warszawą czy Gdańskiem, to widać, ile zbudowaliśmy. Nie miałem kilofa w ręku, ale to się stało w czasach, kiedy byłem premierem. Udało nam się, bez porównania z jakimkolwiek innym krajem w Europie, wykorzystać środki europejskie. Nazywałem to – tylko trochę na wyrost – drugą odbudową Polski po wojnie” – powiedział.
Dopytywany o to, że "zostawił Polskę w ruinie", stwierdził, że ci, którzy to mówili „sami w to nie wierzyli”
„W życiu zawodowym nie mam poczucia zaniechania” – dodał
„Jestem trochę hedonistą. W życiu jest wiele cennych spraw, które niewiele kosztują. Czytanie, dobre towarzystwo, dobre wino. Plaża ze słońcem i świadomość, że zaraz mogę wejść do wody. Uwielbiam pływać, mogę kilometrami”. - mówił
Tusk odniósł się także do zdjęcia z Trumpem, któremu strzela w plecy.
„Szturchnąłem Trumpa, żeby się odwrócił, chciałem się przywitać. Wytłumaczył, że za to dał podpis pod zdjęciem: „Zróbmy wszystko, żeby utrzymać przyjaźń”. Nie każdy podziela moje poczucie humoru. Szczególnie subkultury prawicowe są przewrażliwione. One mogą sięgać po najobrzydliwsze obelgi. Idą na nas z kijami bejsbolowymi, a jeśli zwracamy uwagę, żeby odłożyły bejsbol, nazywają to agresją” – mówił Tusk.
zb/tvp.info/wyborcza.pl