Czy koronawirus jest karą Bożą? - zastanawia się włoski historyk prof. Roberto de Mattei.„Fizyczne i materialne zła, które nie pochodzą z woli człowieka, zależą od woli Boga. Ktokolwiek posiadł nadprzyrodzonego ducha nie zatrzymuje isę na powierzchni rzeczy, ale dąży do zrozumienia ukrytego zamiaru Boga, który działa pod pozorami ślepych sił natury” - pisze uczony.

 

Na łamach portalu PCh24.pl pojawił się tekst włoskiego historyka Kościoła prof. Roberto de Mattei’ego. Autor zastanawia się, czy koronawirus jest karą Bożą.

„Ostatnia wielka epidemia – hiszpanki w latach 20. XX wieku – była blisko powiązana z I wojną światową i Wielkim Kryzysem, który zaczął się w roku 1929, a którego konsekwencje trwały przez całą dekadę lat 30. ubiegłego wieku. Po tych wydarzeniach nastąpiła II wojna światowa” - przypomina historyk.

„ Wiek XX był najstraszniejszym w historii, ale było także inne, straszne stulecie: „nieszczęsny wiek XIV”, jak określa ten okres Barbara Tuchman w swojej książce pod tytułem „A Distant Mirror”” - zwraca uwagę.

Wiek XIV, pisze, był epoką permanentnej wojny (wojna stuletnia, napaść Turków na Bizancjum), ale także głodu – deszcze i potopy wiosny roku 1315 doprowadziły do wielkiego braku żywności w europie. W 1347 roku przyszła zaraza. „W ciągu następnych trzech lat ogarnęła całą Europę, aż po Skandynawię i Polskę. Była to czarna śmierć, o której Boccaccio wspomina w Dekameronie. Włochy straciły około połowy mieszkańców” - wskazuje de Mattei.

Na początku XIV wieku populacja Europy przekroczyła 70 milionów mieszkańców, stulecie wojen, głody i zarazy zredukowało ją do 40 milionów, zmniejszając o ponad jedną trzecią. Głód, plagi i wojny XIV stulecia były interpretowane przez chrześcijan jako znaki Bożej kary. Święty Bernardyn ze Sieny napominał: „Tria sunt flagella quibus Dominus castigat” – trzy są plagi, którymi karze Bóg: wojna, zaraza i głód. Św. Bernardyn należy do grupy świętych, takich jak Katarzyna ze Sieny, Brygida Szwedzka, Ludwik Maria Grignion de Montfort, którzy przestrzegali, że na przestrzeniach historii niewierności i apostazji narodów zawsze towarzyszą klęski naturalne” - pisze historyk.

„Święci, tacy jak Bernardyn ze Sieny, nie przypisywali odpowiedzialności za te wydarzenia sługom zła, tylko grzechom ludzi, które są cięższe, gdy posiadają zbiorowy charakter. Są one tym poważniejsze, jeśli są one tolerowane albo promowane przez władców narodów i rządców Kościoła” - dodaje.

De Mattei zauważa, ze Bóg nagradza nie tylko ludzi, ale też całe narody czy cywilizacje. „Nie tylko karci osoby indywidualne, zsyła także zgryzoty rodzinom, miastom i narodom za grzechy, które popełniają. Trzęsienia ziemi, głód, epidemie, wojny i rewolucje zawsze były uważane za kary Boże. Jak pisze ks. Ribadeneira (1527-1611), „wojny i plagi, susze i głód, pożary i wszelkie inne katastrofalne nieszczęścia są karami za grzechy całych zbiorowości”” - przekonuje.

„Ktokolwiek posiadł nadprzyrodzonego ducha, nie zatrzymuje się na powierzchownym poziomie rzeczy, ale dąży do zrozumienia ukrytego zamiaru Boga, który działa pod pozorami ślepych sił natury” - zauważa autor.

W jego ocenie „wielkim grzechem naszych czasów jest utrata wiary przez ludzi Kościoła”. „Ten grzech wywołuje ślepotę umysłu i zatwardziałość serc, obojętność na naruszenie Bożego porządku wszechświata” - pisze.

Według historyka „nie tylko zdrowa teologia, ale samo sensus fidei wiernych uczy nas, że wszystkie fizyczne i materialne zła, które nie pochodzą z woli człowieka, zależą od woli Boga”. De Mattei powołuje się na św. Alfonsa Liguoriego, według którego wszystko, co dzieje się na ziemi wbrew naszej woli, dzieje się zgodnie z wolą Boga. Ta myśl pochodzi od św. Augustyna.

„Biskupi dzisiaj nie tylko nie mówią o Bożych karach, ale nawet nie zachęcają wiernych, by się modlili, by Bóg wyzwolił nas od epidemii. Jest w tym spójność. Ktokolwiek w rzeczywistości się modli, prosi Boga o interwencję w jego życiu i w rzeczach świata, by zapewnił mu ochronę oraz duchowe i materialne dobra. Jednak dlaczego Bóg miałby słuchać naszych modlitw, jeśli nie jest zainteresowany stworzonym przez siebie wszechświatem?” - pyta de Mattei.

Autor zauważa, że jeżeli Bóg może zmieniać prawa natury poprzez cuda, oszczędzając ludziom cierpień i śmierci, to może też zarządzić karę, gdy zbiorowy grzech ludzkich wspólnot dopomina się zbiorowej kary.

„Dzisiaj księża milczą. Biskupi milczą. Papież milczy. Zbliżamy się do Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy, a jednak po raz pierwszy od wielu stuleci kościoły we Włoszech są zamknięte, Msze są zawieszone i nawet Bazylika św. Piotra jest zamknięta” - pisze historyk.

„Liturgie Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy nie będą przyciągać pielgrzymów z całego świata. Bóg również każe poprzez odejmowanie, jak mówi św. Bernardyn ze Sieny. I dzisiaj się wydaje, jakby usunął matkę wszystkich kościołów od najwyższego pasterza. Podczas gdy katolicy szukają skonsternowani w ciemności, pozbawieni światła prawdy, które powinno oświecać świat z Bazyliki św. Piotra” - kontynuuje włoski uczony.

„Jakże możemy nie dostrzegać, że koronawirus wywołuje symboliczną autodestrukcję Kościoła” - dodaje.

Na koniec wzywa do pokory i zaufania w Boga, bo wszystkie wydarzenia, które dziś obserwujemy, zapowiedziała przecież Najświętsza Maryja Panna w Fatimie.

bgzp/pch24.pl