Nieodwracalna decyzja KNF

Jednym z kluczowych momentów w tej historii była decyzja Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), która cofnęła Conotoxii, właścicielowi marki Cinkciarz, licencję na świadczenie usług płatniczych. „Z dnia na dzień klienci zostali odcięci i od bramki płatniczej, i od swoich kart multiwalutowych” – czytamy w doniesieniach money.pl. Tysiące Polaków, w tym podróżni i przedsiębiorcy, z dnia na dzień straciło dostęp do swoich środków, co wywołało chaos i frustrację.

KNF uzasadniła swoją decyzję „brakiem zapewnienia ostrożnego i stabilnego zarządzania działalnością w zakresie usług płatniczych”.

Jednak okoliczności tej decyzji budzą wątpliwości. Jak wskazuje money.pl, opóźnienia w wypłatach, na które skarżyli się klienci Conotoxii, były częściowo spowodowane zmianami w systemach informatycznych – tych domagała się sama KNF w ramach zaleceń pokontrolnych. „Conotoxia miała dokonywać przepięć systemowych w ramach realizacji 53 zaleceń pokontrolnych Komisji” – ujawnia portal.

Opóźnienia i "obstrukcja" ze strony banków

Wydaje się, że KNF nie była jedynym problemem, z którym musiał zmagać się Cinkciarz. Z korespondencji między Conotoxią a KNF wynika, że polski fintech borykał się także z „obstrukcją” ze strony banków i dostawców płatności. „Środki zawieszone w transakcjach nadchodzących od dostawców metod płatniczych są znaczące – ok 50 proc. środków z transakcji przez bramki płatnicze wpływa w okresie dłuższym, aniżeli 1 dzień roboczy (zazwyczaj 2-6 dni)” – brzmi fragment listu do KNF, cytowany przez money.pl.

Co to oznaczało dla Conotoxii? Zgodnie z regulaminem firma musiała przekazywać środki do swoich klientów w ciągu 24 godzin, nawet jeśli banki zwlekały z transferem gotówki. „Cinkciarz musiał zakładać za klienta środki pochodzące z własnego kapitału” – wyjaśnia serwis. W praktyce oznaczało to, że firma stawała się coraz bardziej wrażliwa na wszelkie opóźnienia i przeciągające się transfery, co z kolei zwiększało jej zapotrzebowanie na dodatkowe finansowanie.

Osiem lat bezskutecznych starań o kredyt

Podczas gdy Revolut z łatwością przyciągał inwestorów z zagranicy, Cinkciarz przez osiem lat starał się o kredyt w polskich bankach, ale bezskutecznie. „Grupa Conotoxia, do której należy Cinkciarz, obsługuje około miliona klientów, a od ośmiu lat usiłuje pozyskać finansowanie w bankach w Polsce na rozwój biznesu, ale bez rezultatu” – podaje money.pl. Portal sugeruje, że odmowy były motywowane strachem przed konkurencją. „Kredytu nie będzie, bo Conotoxia jest konkurencją dla banków” – miał rzekomo usłyszeć Cinkciarz w kuluarach.

To, co nie udało się w Polsce, ostatecznie doszło do skutku za granicą. Conotoxia uzyskała kredyt w jednym z zagranicznych banków, ale radość nie trwała długo. Po cofnięciu licencji przez KNF wsparcie finansowe zostało odcięte.

Paragraf 22: Uniemożliwienie odwołania

Sytuacja Cinkciarza przypomina klasyczny „paragraf 22”. Firma chciała zaskarżyć decyzję KNF i zawnioskować o zawieszenie rygoru natychmiastowej wykonalności. Problem polegał na tym, że by to zrobić, musiała najpierw odebrać decyzję, co automatycznie wyłączało jej bramkę płatniczą. „To coś znacznie gorszego niż błędne koło” – zauważa money.pl.

„Spółka może zawnioskować o zawieszenie natychmiastowej wykonalności. Tyle że powinna najpierw odebrać decyzję. Ale jak to zrobi, to nie będzie czego zawieszać, bo postanowienie będzie już obowiązywać”. Jak można się domyślać, jest to perfidna pułapka biurokratyczna, w której znalazła się polska firma, starająca się konkurować z zagranicznymi gigantami.

Taki stan rzeczy budzi pytania o rzeczywiste intencje i motywacje instytucji nadzorczych, które z jednej strony zapewniają o wspieraniu polskiej innowacyjności, a z drugiej strony skutecznie blokują rozwój polskich przedsiębiorców.

"Powinien przenieść się na Litwę"

Patrząc na historię Cinkciarza, można dojść do wniosku, że próba działania w Polsce mogła być błędem. „Zamiast użerać się z państwem polskim, mógł uczciwie przenieść się na Litwę i tam wystąpić o licencję bankową, tak jak zrobił to Revolut” – podsumowuje ironicznie money.pl. Revolut, korzystając z liberalniejszego podejścia regulatorów za granicą, zdobywa rynek, podczas gdy polski fintech zmaga się z przeszkodami we własnym kraju. To bolesny kontrast, który pokazuje, jak trudno rozwijać innowacyjne przedsięwzięcia w Polsce.

Można powiedzieć, że historia Cinkciarza to opowieść o zmarnowanej szansie na stworzenie polskiego giganta finansowego, który mógłby konkurować na arenie międzynarodowej. To również kolejny casus biurokracji, która dusi innowacyjność, zanim ta zdąży rozwinąć skrzydła. A kiedy po latach Cinkciarz wygra swoją batalię w sądzie, to Revolut prawdopodobnie będzie miał już dziesięć milionów polskich klientów.

Jan Ptasznik