Trwamy w okresie Wielkiego Postu, czyli czasie, w którym wierzący są w sposób szczególny wezwani do pokuty i nawrócenia, aby przygotować się do przeżywania tajemnic paschalnych. Tego roku, razem z Wielkim Postem, sytuacja w świecie daje nam dodatkowe wezwanie do nawrócenia, a jest nim trwająca epidemia koronawirusa.
Stare przysłowie mówi: „jak trwoga to do Boga”. I jest to prawda, bo trudności i cierpienie w życiu człowieka często stają się dla niego motywacją, aby na nowo zwrócić swoje życie ku Bogu. Od wieków, w momentach tragicznych, takich jak choroby, epidemie i wojny, w ludziach dokonywała się przemiana, te czynniki prowadziły ludzi do refleksji i zmiany swojego życia.
Kiedy spojrzymy na epidemie, które dotykały naszych przodków, zauważymy, że poza cierpieniem przynosiły one również odnowę pobożności i życia moralnego. Namacalne doświadczenie przemijalności i cierpienia sprawiało, że człowiek bardziej niż w tym świecie, zaczynał szukać oparcia w Bogu.
Takie momenty z historii przypomina w swoim artkule portal PCH24.pl. Pisze on o roku 1347, kiedy to do Europy dotarła epidemia dżumy. „Czarna Śmierć”, na którą nie znano lekarstwa, była chorobą wyjątkowo okrutną, w ciągu pięciu lat zabiła co trzeciego Europejczyka. Nic więc dziwnego, ze wobec narastającego zagrożenia ludzie z większą gorliwością zaczęli szukać ostatniego ratunku, czyli pomocy u Bożej Opatrzności. Widzenie przez prosty lud w chorobie Bożej kary, powodowało odnowę moralną społeczeństwa. Ludzie zaczęli nie tylko się więcej modlić, ale też zmieniać swoje postępowanie.
Kolejnym przykładem są objawienia Matki Bożej, która w 1830 roku ukazała się św. Katarzynie Labouré. Maryja przekazała jej nabożeństwo do Cudownego Medalika, z którym związała obfite łaski Boże. Na czas wybijania pierwszych medalików w Paryżu przypadł wybuch epidemii cholery. 26. marca 1832 roku zaraza zaczęła pustoszyć Francję. Według zaniżonych, oficjalnych danych, z powodu tej epidemii zmarło wówczas ponad 18 tys. osób. 30. czerwca tego roku zakonnice zaczęły rozdawać Cudowne Medaliki zakażonym. Niedługo po tym… epidemia ustała.
To tylko dwa przykłady z całej masy podobnych, które możemy znaleźć na kartach historii Europy. Epidemie zawsze były przyczynkiem do rozwoju pobożności. Za ich sprawą zwracano się do świętych, na których cześć budowano nowe kościoły i sanktuaria. Ludzie powszechnie gromadzili się w kościołach na wspólnych modlitwach i nabożeństwach. Masowo przystępowali do sakramentów spowiedzi i Eucharystii.
Dzisiaj również stajemy wobec niebezpieczeństwa epidemii. Może nie przypomina ona tak groźnych chorób, jak dżuma bądź cholera, niemniej jest pewnym zagrożeniem. I również dzisiaj, tak jak w historii naszych przodków, to zagrożenie powinno skierować nas ku Bogu. Choroba, która się rozpowszechnia, jest namacalnym dowodem na przemijalność tego, co ziemskie i cielesne, w tym naszego życia. Jeżeli dziś już nie myślimy o epidemii, jak w przypadku jej historycznych odpowiedników, jako o Bożej karze, to na pewno powinniśmy o niej myśleć jako o bardzo widocznym znaku wzywającym do nawrócenia.
Dzisiaj już, w Europie, ta epidemia staje się pewnym sprawdzianem naszej wiary w Bożą Opatrzność i w moc Eucharystii. Jak na razie wypadamy bardzo blado, w porównaniu z naszymi przodkami.
kak/ PCH24.pl