Komentując artykuł z „Guardiana” pt. Sondaż pokazuje, że społeczne poparcie w USA dla ochrony LGBTQ+ spada po raz pierwszy od 2015 r., Van Maren stwierdza, że Amerykanie po prostu „obudzili się wobec faktu, że homoseksualne małżeństwo, które otrzymało upoważnienie Sądu Najwyższego w 2015 r., nie było ostatecznym celem – ani nawet jego bliskie”. Publicysta zwraca też uwagę na raport skrajnie lewicowego Public Religion Research Institute, który odnotowuje wprawdzie wciąż powszechne nastroje prohomoseksualne, zauważa jednak, „sygnały ostrzegawcze” wskazujące na zmniejszanie się poparcia dla agendy LGBT.
Te „sygnały ostrzegawcze” to według lewicowego ośrodka badawczego dane pokazujące, że 69 proc. Amerykanów popierało w 2022 r. tzw. „małżeństwa jednopłciowe”, podczas gdy w 2023 poparcie zmniejszyło się do 67 proc. Coraz mniej Amerykanów opowiada się za specjalną „ochroną” przed dyskryminacją społeczną osób identyfikujących się jako LGBTQ+ w zatrudnieniu i mieszkalnictwie: 80 proc. w 2022 r., gdy w 2023 ta liczba to 76 proc. Według tych danych, mimo że 65 proc. obywateli USA w 2022 r. sprzeciwiało się prawu firm do odmawiania usług „osobom LGBTQ+”, to w 2023 r. takich obywateli było 60 proc.
Van Maren zauważa jednak, że te dane lewicowego instytutu mogą być nieścisłe. Powołuje się on na „Ipsos LGBT+ Pride Report 2024”, który ukazał się w czerwcu i podaje, że w rzeczywistości wsparcie dla „małżeństw jednopłciowych” zmniejszyło się do 51 proc., podczas gdy apogeum pozytywnego nastawienia nastąpiło w 2021 r., dochodząc do 59 proc. Wśród osób, które nie opowiadają się za „małżeństwami” homoseksualnymi w 2024 r., „14 proc. wspierało jakąś inną formę prawnego uznania związków tej samej płci, a 18 proc. nie popierało w ogóle takiego prawnego uznania”.
Dla porównania: w 2023 r. badania Ipsos pokazywały poparcie dla takich związków na poziomie 54 proc. Szybkie tempo spadku poparcia dla „małżeństw jednopłciowych” od 2021 r., to zdaniem Van Marena „nie przypadek”, gdyż „rodzice zaczęli sobie uświadamiać stopień, w jakim ich dzieci są indoktrynowane dla akceptacji ideologii LGBT w szkołach, a agenda transpłciowa – w tym zmiany płci dla nieletnich – stały się coraz bardziej dla ludzi jasne”.
Van Maren przytacza opinię „pewnych działaczy homoseksualnych”, którzy za to coraz mniejsze poparcie winią dołączenie do skrótu „LGB” literki „T”. Choć jego zdaniem chodzi tutaj o coś więcej. Publicysta zwraca uwagę na ideologiczną „kolonizację”, do jakiej dążą zwolennicy agendy LGBT. Chwytliwe hasło „żyj i pozwól żyć” to jego zdaniem jedynie zasłona dymna, gdyż lobby LGBT bardzo szybko pokazało, że nie ma zamiaru „zostawić ludzi w spokoju”. Zaczęło ono z dużym sukcesem „zajmować i dominować każdy aspekt zachodniej kultury: od szkół państwowych po przejścia uliczne”.
Van Maren wskazuje na coraz mniejsze poparcie dla „redefinicji małżeństwa” wśród tzw. „umiarkowanych” wyborców Partii Republikańskiej. Przytacza opinię Nate’a Hochmana, dziennikarza „The American Spectator”, który zauważył, że ten spadek nie jest niczym dziwnym, wziąwszy pod uwagę, że „każda obawa konserwatystów dotycząca małżeństw gejowskich okazała się prawdziwa”.
Choć te zmiany Van Maren uznaje za „obiecujące”, to z drugiej strony jego zdaniem oznaczają one narastającą polaryzację społeczeństwa amerykańskiego. Zwłaszcza, jeśli się weźmie pod uwagę, że wśród pokolenia Z nastąpił dramatyczny wzrost „tożsamości LGBT”. „trwa całkowite załamywanie się złotego środka, gdy ludzie uświadamiają sobie, że nie ma miejsca dla umiarkowanych na postępowej lewicy. Albo idziesz wraz z rewolucją seksualną i przezwyciężasz swoją wrażliwość, albo się wynosisz. Okazuje się, że wielu ludzi wybiera to ostatnie” – konkluduje publicysta.